O powołaniu

Ostatnio odnalazłam swoją ulubioną fryzjerkę. W końcu, gdy wychodzę z salonu nie rzucam siarczystych wyrazów i nie zalewam się łzami ilekroć widzę w witrynie swoje odbicie. Zazwyczaj było tak, że ja wmyślałam sobie fantazyjną grzywkę, a panie bez szemrania spełniały moje wymagania, kompletnie ignorując fakt, że grzywka mi nie pasuje, mam za niskie czoło i prawdopodobnie będę wyglądać jak uląg. Nowa fryzjerka jest inna. Słucha tego, co sobie ubzdurałam, ale jednocześnie mocno stawia na swoim, wybijając mi nieraz z głowy wiele chwilowych kaprysów. Dopiero po dłuższej dyskusji dochodzimy do kompromisów, które zawsze dają zadowalający efekt. Opowiadała mi ostatnio, że wiele razy klientki z impetem trzaskały drzwiami kiedy tylko odmawiała im kolejnej rewolucji na głowie. Stwierdziła, że to najlepsze uczucie, kiedy stawia na swoim, bo wie, że zrobi tej kobiecie krzywdę. Najciekawsze, że wiele z tych obrażonych pań po jakimś czasie z płaczem wracało do niej, błagając, żeby jakoś uratowała, to co zostało na ich głowach. Bo ktoś się jednak nie przejął, że czoło jest za niskie i ciachnął nieszczęsną grzywkę.Wtedy właśnie pomyślałam sobie, że ta fryzjerka ma prawdziwe powołanie do swojej pracy. Że kocha to co robi, zna się na tym, ale co najważniejsze dobro klienta przekłada ponad materialną korzyść. Przecież mogłaby bez gadania spełnić zachciankę. Ale nie chce. 
 
Praca którą się kocha to zdecydowanie jedna z ważniejszych kwestii warunkujących nasze szczęście. W sumie to nie tylko nasze, bo jeśli robimy coś z pasją i zaangażowaniem, to efekty działań przekładają się również na innych. Obecnie chyba jestem właśnie na takim etapie w życiu, kiedy powoli zaczynam ukierunkowywać swoją pasję szukając sposobu jak robić swoje i robić to dobrze, nie tylko dla siebie. Ogromną radość daje mi nowa praca w kwartalniku Artysta i Sztuka. Moje istnienie uwarunkowane jest chyba ciągłym kontaktem ze sztuką, tak więc teraz, kiedy mogę angażować się zawodowo w sprawy związane z artystami daje mi to ogromną moc i siłę do życia. A kto zna mnie choć troszkę, ten wie, że z tymi siłami do życia to u mnie różnie. Zawsze znajdę sobie niepotrzebne zmartwienie, które z uporem wierci mi dziurę w brzuchu. Taki typ :). Praca w Muzeum Okręgowym to kolejny powód do radości, szczególnie, że w tym wypadku realizuję bardzo mocno wszystkie moje lokalne miłości i fascynacje. Naprawdę mocno wierzę w to, że jeśli człowiek rodzi się i wychowuje w danym miejscu, to powinien właśnie tam zostawić cząstkę siebie, zrobić coś dobrego dla ludzi, dla historii. Od kiedy postawiłam na lokalne odkrywanie przeszłości mam wrażenie, że świat wyładniał. Może dlatego, że to ten świat, który mam codziennie za oknem, ten w którym żyję, a nie ten za którym codziennie tęsknię, smucąc się, że wszędzie jest ładnie, tam gdzie mnie nie ma.

Podobnie jest z blogiem. Wiem, że temat sztuki nie jest chwytliwy. Po prostu zrodziła się w mojej głowie taka myśl, którą pielęgnuje już od dawna, od kiedy założyłam Rajstopy Hrabiny, aby to co lubię i doceniam w temacie szeroko pojętej sztuki pokazać innym, szukając jednocześnie ludzi podobnych do samej siebie. Historia pokazała, że Rajstopy w dużej mierze stały się również miejscem osobistych przeżyć, niejednokrotnie bardzo smutnych czy depresyjnych, co w pewien sposób przyczyniło się do tego, że kojarzę się ze smutkiem, melancholią i nadwrażliwością. Ostatnio postanowiłam to zmienić. Nie siebie, bo to jaka jestem jest już mocno zacementowane. Postanowiłam mocno postawić na to, co daje mi największą przyjemność, czyli na sztukę. Marzy mi się miejsce w sieci, gdzie sztuka nie będzie towarem luksusowym, ale będzie dostępna dla każdego, nawet jeśli ktoś kompletnie się na niej nie zna. Takie miejsce pełne dobrej twórczości, która pozwoli nam przełamać stereotypy, poznać nowych twórców ale także pokochać tych starych,o których nie mamy pojęcia albo jest ono błędne. Na pewno powiecie, że mogłam to zrobić bez zmiany nazwy, która mocno utkwiła w pamięci i była dość unikatowa. Pewnie macie rację. Potrzebowałam jednak solidnej zmiany. Takiej, która mnie zmobilizuję do tego, aby to co niekoniecznie dobre zostawić z tyłu, tak, żebym nie musiała się już niepotrzebnie obracać. Nawet jeśli będzie was teraz mniej, nawet jeśli cześć się obrazi i pójdzie sobie, bo stwierdzi, że teraz już nie jest tak fajnie. Jeśli lubiłeś mnie tylko dla samej nazwy albo nawet nie miałeś pojęcia, że kryje się pod nią coś więcej niż pare skopiowanych cytatów to może nawet lepiej, że zrezygnujesz. Ale jeśli jesteś nadal przy tym fragmencie, to wiedz, że właśnie na Ciebie liczę i wierze, że oprócz okładki widzisz i czujesz więcej. Reszta nie ma żadnego znaczenia.

E. Munch, Moonlight
 

Mogą także Ci się spodobać