Gdzie ukrywają się dzieła sztuki? 5 najciekawszych miejsc

 

Caravaggio?, Judyta ucinająca głowę Holofernesowi

 

Ostatnio bardzo głośno w mediach o domniemanym dziele Caravaggia, na które właściciel paryskiego mieszkania przypadkiem natrafił na strychu, ponieważ… przeciekał mu dach. Mężczyzna podobno nigdy wcześniej nie miał okazji odwiedzić tego miejsca. Choć kwestia atrybucji obrazu wciąż pozostaje nierozwiązana, już sama ta sytuacja pokazuje, jak wiele jeszcze zagadek i kryjówek nadal pozostaje do odkrycia. Okazuję, się, że nie tylko strych daje szansę na znalezienie dzieła wartego około 120 mln dolarów. Historia pokazuję, że dobrym miejscem na kryjówkę jest również:
 
Szuflada. Niewiarygodne odkrycie z 2012 roku, pokazuje, że właśnie taką funkcję pełniło średniowieczne malowidło na desce. Pocięte na fragmenty posłużyło jako szuflada na ornaty w zakrystii w okolicach Pilicy. Nie wiadomo od jakiego czasu dzieło pełniło taką funkcję, jego oględziny potwierdziły jednak przypuszczenia, że obraz nigdy nie był konserwowany i można go była oglądać w stanie, w jakim pierwotnie pozostawił je średniowieczny malarz. Do odkrycia przyczyniła się Katarzyna Bury z Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, która przypadkowo natrafiła na aukcję na Allegro. Niebywałe, zaraz odpalę chyba również OLX. 
Fragment obrazu przedstawiający Marię Salome, fot. Katarzyna Bury 

 

Szafa. Ojca, matki, brata, a najlepiej również sąsiada. Pan Robert, murarz z zawodu, który zakochał się w obrazie Moneta „Plaża w Pourville”, pewnego pięknego dnia skradł go z Muzeum Narodowego w Poznaniu, na miejscu powiesił jego kopię, a oryginał zabrał ze sobą. W mieszkaniu znalazł dla niego miejsce właśnie w starej szafie, gdzie przybił obraz do wewnętrznej ścianki i przykrył wiszącymi ubraniami. Trwało to kilkanaście lat, do czasu, aż mężczyzna trafił do kartoteki policyjnej za zaległości w płaceniu alimentów. Dopiero wtedy policja zorientowała się, że odciski jego palców odpowiadają tym, pozostawionym na ramie francuskiego obrazu. Na sali rozpraw mężczyzna zarzekał się, że to, co zrobił nie było kradzieżą. „To była dziwna, ale prawdziwa miłość.”
 
Claude Monet, Plaża w Pourville, 1882 (jedyny obraz Moneta w Polsce)
Bunkier. Jak się okazuję, dziadków też należy brać pod uwagę, jeśli chodzi o potencjalnych posiadaczy dzieł za grube miliony. Na przykład, ten ze Szczecina był właścicielem ogromnej kolekcji pochodzącej z nazistowskich zbiorów, zgrabionych w latach czterdziestych. 90-letni staruszek na wózku twierdził, że nie zrobił nic złego, a obrazy kupował za swoje „skromne” oszczędności. Trochę ciężko w to uwierzyć, biorąc pod uwagę wysokość emerytur w Polsce (nawet tych najwyższych), zwłaszcza, że kolekcja składała się z prawie 300 dzieł o łącznej wartości 20 mln złotych i była przechowywana w betonowym bunkrze wybudowanym na tyłach jednej ze szczecińskich willi. Bliższa prawdy jest wersja, w której mężczyzna natrafił na kryjówkę niemieckich łupów i wyleciało mu z głowy fakt, że wszystkie znalezione w naszym kraju zabytki należy oddać. Ot, taka drobnostka. Chociaż kultowy tekst z filmu mówi, że „bunkrów nie ma, ale i tak jest zajebiście”, czasami jednak lepiej, gdy są. 
 
Piwnica. Był strych, więc warto zaglądnąć również do najniższej kondygnacji. W mojej, co prawda są tylko słoiki z ogórkami i papryką marynowaną od cioci Teresy z Chęcin, ale wieść niesie, że w piwnicach już nie raz ukryły się wartościowe dzieła sztuki. Tak było chociażby w Niemczech, gdzie pewien staruszek (znowu niepozornie) odziedziczył kolekcję po swoim ojcu, który w czasach wojny zajmował się obrotem antykami. Jego biznes napędzał bardzo prosty mechanizm: Niemcy konfiskowali dzieła sztuki jako te zdegenerowane, a antykwariusz handlował nimi i masowo słał za granicę. Jego syn, wspomniany staruszek został przyłapany w pociągu z wielką sumą gotówki niewiadomego pochodzenia. No cóż, kiedy dziadzio potrzebował pieniędzy, raz na jakiś czas wyciągał z piwnicy jakiegoś Gauguina i wystawiał na aukcji. 
 
Bazar. Albo pchli targ, gdzie wszyscy sprzedają dosłownie wszystko. To w zasadzie jedno z najbardziej obleganych miejsc przez wszystkich mniej i bardziej zaawansowanych kolekcjonerów i antykwariuszy. W końcu nie wszyscy mają świadomość czego się pozbywają i jaka jest tego realna wartość. Właśnie na takim bazarze mężczyzna kupił kiedyś kopię „Autoportretu” Wojciecha Kossaka, która po oględzinach okazała się być oryginałem. Niestety, nabywca nie nacieszył się swoją zdobyczą zbyt długo, obraz pochodził bowiem ze skradzionej kolekcji wnuczki Juliusza Kossaka. Tak blisko, a jednak tak daleko. 
 
materiały prasowe Policji 
 

Nie wiem jak wy, ale właśnie mam odpalone allegro i Olx, zaraz wybieram się na strych, a w niedzielę jadę na targ staroci. 

Mogą także Ci się spodobać