Z cyklu banały: Kwiaty i relacje więdną tak samo

Abraham Mignon, Kwiaty i drobne stworzonka, vanitas, detal, XVII w.
 
Fascynuje mnie w ludziach pewien ogólnie pojęty „defekt”. Wolę, kiedy na idealnej buzi pojawia się jakieś znamię, kiedy coś zaburza regularność rysów, kiedy na twarzy można dostrzec pierwsze zmarszczki, które jak zwierciadło opowiadają o przeżyciach i zdobytym doświadczeniu. Nie chodzi mi o umiłowanie brzydoty, raczej o pewien detal, który w bardzo wzruszający mnie sposób zaburza pewną harmonię, dodając jednocześnie danej osobie uroku. Ja się chyba boję ludzi fizycznie idealnych, wyprasowanych, którzy sprawiają wrażenie wyjętych z katalogów mody, pewnie dlatego, że sama od tego ideału mocno odstaję.
 
Możliwe, że dlatego z kwiatów najbardziej podobają mi się te uwiędłe. Niestety, ale mam tak, że za każdym razem, kiedy dostanę albo kupię sobie cięty bukiet, kwiatki zaraz umierają i nim się zorientuje, mam we flakonie kwieciste zwłoki. Dziś też przypomniałam sobie o żonkilach na parapecie i stwierdziłam, że są ładniejsze niż te świeże, że jest w nich jeszcze to „coś”, co tak mnie fascynuje. Wiem, to brzmi jak marne usprawiedliwianie samej siebie, ale jeśli nawet, to idzie mi całkiem nieźle. 
 
Andreas Stech, Martwa natura z kwiatami, XVII w.
 

Jest taki stan, kiedy kwiat w momencie pełnego rozkwitnięcia sięga zenitu, kiedy wiadomo, że dał już siebie wszystko i lada chwile zacznie zwijać się i kurczyć. Wtedy płatki zaczynają  zmieniać swój kolor, suszą się, a kwiat chyli głowę ku ziemi, tak jakby dawał za wygraną i powoli przygotowywał się do momentu, gdy zupełnie bezradny opadnie na grunt, czy twardy parapet.

I to jest właśnie ten najważniejszy moment, który, jak w barokowych kompozycjach z motywem vanitas, przypomina nam o tym, że wszystko jest bardziej ulotne niż nam się wydaje. Memento mori w wydaniu domowym, kiedy patrzysz na ten nieszczęsny parapet i widzisz, że znowu  czegoś nie dopilnowałeś. Przyznam, że zawsze byłam fanką ciętych kwiatów, które można sobie szybko kupić i wstawić do ładnego flakonu. Dopiero od niedawna doceniłam wartość tych doniczkowych, którymi trzeba się zająć, podlewać i pilnować, aby wszystkiego było pod dostatkiem. Dopiero teraz, po całym tym długotrwałym procesie okazało się, jak wielką radość przynosi pierwszy kwiatowy pączek. To ma sens, zwłaszcza, jeśli przełożymy to na relację z innymi i spojrzymy w trochę szerszym kontekście na nasze marzenia, ambicje, przyjaźnie czy związki. One też, niepodlewane, szybko więdną.

 
Może dlatego trzymam te żonkile nadal na parapecie. Żeby pamiętać, że o wszystko dobrze mocno zabiegać.

 

 

Mogą także Ci się spodobać