Jak coś wrzucisz na facebooka to przestaje być Twoje, czyli największe bzdury związane z prawem autorskim

 
James Rorimer wraz z odkrytymi dziełami sztuki zabranymi przez nazistów, źródło: art-magazine.de
 

 

Wydawało mi się, że jestem cierpliwa. Fakt, czasami łapie się na tym, że niejednokrotnie chciałabym, aby pewne, ważne dla mnie rzeczy, działy się zawsze tu i teraz, jednak w przypadku różnych dyskusji i tłumaczenia ludziom pewnych spraw, zawsze robiłam to spokojnie i z dużą dozą cierpliwości. Aż do dzisiaj, kiedy znowu, po raz setny przeczytałam w sieci, że:

Jak coś trafia na facebooka, to już staje się wspólną własnością wszystkich. 


Fb to nie darmowy stock


Najpopularniejsze przekonanie jest takie, że publikowanie na facebooku zdjęć naszego autorstwa, które pokazują nas, nasze prace, grafiki, obrazki i wszystko inne, co zostało stworzone przez nas, automatycznie pozbawia praw autorskich. „Jeśli wrzucasz coś na fb, to musisz liczyć się z tym, że ktoś może tego użyć i przestanie być twoje”. Większej bzdury od tego zdania, to już dawno nie słyszałam. Nie, to nie działa w ten sposób. Wrzucając własne treści na fb, nadal jesteś ich autorem. Owszem, funkcjonując w serwisie społecznościowym jakim jest facebook, zgadzamy się automatycznie z jego regulaminem, który wyraźnie reguluje także kwestie prawa autorskiego. Nie ma to jednak nic wspólnego z błędnym twierdzeniem, że od tego momentu facebook i jego użytkownicy robią z danym zdjęciem, co im się żywnie podoba, traktując portal jak darmowego stocka. Fragment regulaminu brzmi:

 
Użytkownik jest właścicielem wszystkich treści i informacji publikowanych przez siebie w serwisie Facebook i może określać sposób udostępniania ich poprzez ustawienia prywatności oraz ustawienia aplikacji. Oprócz tego:

W przypadku treści objętych prawem własności intelektualnej (IP, ang. intellectual property), takich jak zdjęcia i filmy, użytkownik przyznaje nam poniższe uprawnienia zgodnie z wprowadzonymi przez siebie ustawieniami prywatności i ustawieniami aplikacji: użytkownik przyznaje nam niewyłączną, zbywalną, obejmującą prawo do udzielania sublicencji, bezpłatną, światową licencję zezwalającą na wykorzystanie wszelkich treści objętych prawem własności intelektualnej publikowanych przez niego w ramach serwisu Facebook lub w związku z nim (Licencja IP). Licencja IP wygasa wraz z usunięciem przez użytkownika treści objętych prawami własności intelektualnej lub konta, o ile treści nie zostały udostępnione innym osobom, które ich nie usunęły. (…)”
 
Zapis ten doskonale tłumaczy Jakub tralka, który w bardzo dobrym artykule na swoim blogu Prawo Nowych Technologii, piszę wyraźnie, iż facebook szanuje nasze prawa autorskie, zabezpieczając się jednak przed różnymi sytuacjami, w których mogą się pojawić np. nasze zdjęcia profilowe: 
 
Zapis ten istnieje także po to, byśmy na przykład nie szukali odpowiedzialności, gdy ktoś udostępni nasze treści za pośrednictwem opcji „share/udostępnij”. Ponadto, regulamin zakłada też udzielanie sublicencji zewnętrznym podmiotom, ale i tutaj wbrew pozorom nie chodzi o zezwolenie firmie produkującej odzież na stworzenie koszulek z naszą podobizną. Jest to raczej związane z takimi funkcjami jak „zaloguj przez Facebooka”, gdzie przy użyciu naszego konta możemy utworzyć analogiczne konto w serwisach typu Feedly albo Filmweb” – pisze na blogu Tralka. 
 
Wszyscy tak robią, pogódź się z tym
 
Obok głosów, które twardo uznają samowolę w zakresie korzystania ze naszych zdjęć, pojawiają się też jednostki, które doskonale zdają sobie sprawę z faktu, że jest to kradzież, a mimo to  robią to i zgadzają się na takie działanie, na zasadzie „przecież wszyscy tak robią”. Czy oznacza to, że robienie rzeczy złych i zabronionych zostaje wybaczone w momencie, kiedy zrobi to jak największa liczba osób? Przecież dobrze wiemy, że tak nie jest. Zamiast patrzeć na innych, warto skupić się jednak głównie na sobie, a takie zasłanianie się tekstami, że „przecież i tak robią to wszyscy” jest po prostu bardzo słabe.  
 
Jak z tego wybrnąć?
 

O tym, jak nie być złodziejem w mediach społecznościowych doskonale pisze Jan Favre, na swoim blogu Stay Fly. Sprawa, wbrew pozorom jest bardzo jasna i prosta. Zamiast pobierać grafikę, czyniąc z niej swoją własną, należy użyć magicznego przycisku „udostępnij”. Oczywiście, nie każdemu się to rozwiązanie podoba. Przecież wiemy, że kiedy grafika pojawia się na naszym profilu poprzez bezpośrednie wklejenie, zbiera zdecydowanie większe zainteresowanie niż praca udostępniona. Niestety, ale nawet jeśli wrzucając taką grafikę na swój profil, oznaczymy autora, nadal jest to żerowanie na fajnej treści jego autorstwa, o czym wyraźnie piszę Janek. Nie wspominam już nawet o ucinaniu znaków wodnych i podpisów, co również zdarza się w sieci notorycznie. 

Czasami zdarza się, że podoba nam się świetny obrazek z fb, ale nie jest podpisany i nie mamy pojęcia do kogo należy. Warto wtedy wrzuć go w wyszukiwarkę obrazów google, która bardzo często zaprowadzi nas do źródła i autora pracy. To niewiele kosztuje, a jest zwykłym wyrazem szacunku dla kogoś, kto daną pracę wykonał. Pomyślmy, że to my stworzyliśmy super grafikę lub zdjęcie, która śmiga po sieci zupełnie anonimowo, bądź też przypisywana jest komuś zupełnie innemu. To musi być naprawdę niemiłe uczucie. 

 

Mogą także Ci się spodobać