Szacunek – on mnie najbardziej pociąga w człowieku

Felix Vallotton, „The blooming field”, 1912
Pijemy dziś rano kawę z mężem, w tle leci jakiś program naukowy w tv. Max jak zawsze trafnie tłumaczy mi i komentuje jakieś zjawisko, którego nie zrozumiałam, przynajmniej nie od razu. Pytam się go: dlaczego ty jesteś taki inteligentny? Zawsze masz coś mądrego do powiedzenia, i umiesz mi wszystko wyjaśniać w taki sposób, że pomimo niewiedzy nie czuję się ani trochę głupia. 

 

Imponuje mi to bardzo i chyba imponowało zawsze, od kiedy spotkaliśmy się 6 lat temu. Nic innego nie miało wtedy dla mnie znaczenia. Max nie miał jeszcze firmy, a myśl o renowacji samochodów chyba nawet nie kiełkowała jeszcze w jego głowie. Dla mnie liczyły się wtedy tylko trzy rzeczy: jego piękne kości policzkowe, zielone oczy oraz fascynujący umysł, który szczęśliwie udało mi się poślubić wraz z całą piękną oprawą.

Niedawno rozmawiałam ze znajomym o tym, że oboje całe życie bardziej albo mniej świadomie stosujemy w swoim życiu naturalną selekcję eliminującą wszystkich tych, których uznajemy za szkodliwych lub bezwartościowych w naszym życiu. Brzmi to brutalnie, ale kiedy się tak nad tym zastanawiam, to stwierdzam, że taki mechanizm działa w każdej dziedzinie mojego życia. W końcu staram się wybieram najlepszego lekarza, w sklepie kupuję najbardziej wartościowe produkty, czytam etykiety, cenie sobie fachowców – przy każdym z tych wyborów kierując się jakością. Dokładnie tak samo jest z ludźmi, którzy mnie otaczają, choć czuję potrzebę wyjaśnienia, czym ta jakość dla mnie jest w tym przypadku. 

 

Nie mogę oszukiwać, przekonując uparcie, że nie oceniam ludzi po wyglądzie. Oceniam i myślę, ze nie tylko ja, ale każdy, w mniejszym czy większym stopniu. To nie jest jednak tak, że ten wygląd wszystko z góry przesądza. To jest tylko pierwszy kontakt, to słynne „pierwsze wrażenie”, które albo zakiełkuje w stronę sympatii, albo sprawi, że nic mnie w tym człowieku nie zainteresuje. Najbardziej lubię, gdy się ludzie wzajemnie szanują. Pociąga mnie to i sprawia, że aż mi się chce z kimś rozmawiać, bo wtedy czuję się dobrze, a to jest jednak bardzo ważna rzecz. Cenię sobie zwłaszcza, gdy ten szacunek przydzielany jest jakby z automatu, z góry, bez analizowania, czy się komuś należy, czy nie. To jest cholernie seksowe, ta myśl, że ktoś traktuje ludzi w porządku.

 

Z tego szacunku rodzi się wiele rzeczy, ale jedną z ważniejszych jest poczucie, że jesteśmy dla siebie dobrzy. Spotkałam w swoim życiu wiele osób: tych mądrych i tych mniej, tych ciekawych i tych nudnych, wesołych i smutnych, bogatych i tych z długami, które śnią się po nocach. Wszyscy byli różni, ale nie jestem w stanie jakkolwiek wartościować ich pod kątem „jakości”. Byli jednak tacy, którzy z pogardą patrzyli na biedniejszych, i tacy, którzy swoje frustracje wylewali jak kwas na Bogu ducha winnych. I o nich mogę powiedzieć śmiało, że nie mam ochoty ich więcej znać, nie bacząc na to, że mieli naukowe tytuły i  bardzo cenione stanowiska społeczne. 

 

Szacunek do innych może uczynić mnie tylko lepszą. On nie ma ciemnych stron, nie powoduje też żadnych negatywnych skutków ubocznych. Mogę się z ludźmi zgadzać, ale mogę im odmawiać, możemy się kochać, lubić, ale mamy tez pełne prawo pokłócić się i posprzeczać, wyrażając zupełnie odmienne zdanie. Szacunek do innych mnie nie ogranicza. On mi daje nieskończone prawo do bycia sobą i wyrażania swoich opinii w najlepszy, cywilizowany sposób. Pytając się siebie jak żyć, coraz częściej dochodzę do wniosku, że najważniejsze to być po prostu dobrym człowiekiem. 

 

 

 

Mogą także Ci się spodobać