Autor: Małgorzata Halber/Bohater |
Od dziecka bałam się rozmawiać przez telefon. Dawno temu, gdy tylko słyszałam dźwięk tego stacjonarnego, uciekałam do drugiego pokoju i udawałam przed mamą, że jestem w tym momencie tak niesamowicie i poważnie zajęta, że nagle mam jeszcze zadanie do odrobienia i tyle innych istotnych rzeczy, które trzeba wykonać właśnie teraz. Najgorzej było w dniu urodzin, wtedy dzwoniły ciocie i wujki, żeby złożyć mi życzenia, a moim największym było po prostu, żeby nie musieć z nimi rozmawiać. Później było trochę lepiej, pojawiły się komórki i sms-y, nawet do tej pory pamiętam, że wysłanie jednego kosztowało zawrotne 2,50 zł.
Teraz mam 26 lat, telefony od bliskich odbieram i zdarza mi się je wykonywać, ale ze wszystkimi innymi połączeniami wciąż mam ogromny problem. Kiedy muszę zadzwonić do kogoś obcego, załatwić ważną sprawę, zarejestrować się do lekarza czy po prostu zapytać fryzjerkę, kiedy ma wolny termin, zawsze mam lekko ściśnięty żołądek. To już nie jest stres, raczej pewien dziwny dyskomfort, który, choć może się wydać niektórym śmieszny, chyba mnie jeszcze długo nie opuści.
Na szczęście jest Internet, który wśród swoich wielu zalet ma jedną, cieszącą mnie wyjątkowo mocno: pozwala przekonać się, że osób o podobnych słabościach jak moja jest dużo więcej. Kiedy chodziłam do szkoły, zawsze, gdy dostałam jedynkę mówiłam mamie: wiesz, dostałam jedynkę, ale pół klasy też, albo: dostałam złą ocenę, ale (i tu padało imię największej kujonki) też dostała. Bo chyba faktycznie tak jest, nawet do dzisiaj, że wszyscy bardzo pragniemy poczucia, że nie jesteśmy w czymś sami. Każdy szuka sobie sprzymierzeńca, osoby, która powie pokrzepiające: mam dokładnie tak samo jak ty. Najgorzej jest jednak taką bratnią duszę znaleźć. W końcu jest wiele spraw o których się nie mówi, nie jesteśmy w stanie opowiedzieć o nich naszym znajomym, czujemy się zawstydzeni albo boimy się, że ktoś nas po prostu wyśmieje.
Małgorzata Halber/Bohater |
Co innego w Internecie. Tutaj łatwiej jest wrzucić smutno-śmieszny obrazek lub opowiedzieć o czymś, co nas męczy, ale co można przecież w gruncie rzeczy obrócić w żart. W tej wirtualnej materii czujemy się jakoś lepiej, pewniej, często wręcz anonimowo. Nie wszyscy wykorzystują ten fakt, żeby komuś dowalić, niektórzy po prostu dzięki tej swobodzie są w stanie przekonać się, że nie są ze swoim lękiem i słabością sami. Myślę w tym momencie głównie o Bohaterze Małgorzaty Halber, o tym, że jego autorka zrobiła coś bardzo prostego i trudnego zarazem: postanowiła głośno mówić o tym, o czym każdy inny się wstydził, bo bał odrzucenia, wyśmiania, czy posądzenia o dziwactwo.
Autor: Toothpaste For Dinner |
Własnie dziś, po tylu latach znalazłam w sieci ten obrazek, który udostępniła Matylda, znana Wam wszystkim jako Segritta. A pod nim rajskie komentarze: „Ja też tak mam, ja też nadal z tym walczę, to również mnie dotyczy”, wszystkie pisane przez osoby, po których nigdy nie spodziewałabym się akurat takiej słabości. I to jest tak bardzo pokrzepiające, własnie to poczucie, że ja i moje telefoniczne lęki to problem na szerszą skalę, że nie jestem dzikusem i nie powinnam zacząć się o siebie martwić (a przynajmniej nie aż tak bardzo).
Nie cierpię rozmawiać przez telefon, nie lubię tłumów i kiepsko radzę sobie z wystąpieniami publicznymi. A Wy, moi drodzy, czego się wstydzicie?