Młoda, zdolna, wrażliwa. Kiedy zobaczyłam jej kolaże po raz pierwszy, kilka lat temu zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia. Od początku łapały za serce – osobiste, mocne, głębokie. Dzisiaj, kiedy w końcu udało mi się stworzyć miejsce do rozmów o sztuce, postanowiłam, że pierwszą osobą z którą porozmawiam będzie właśnie Ewelina Lebida.
Minerva: Chciałabym Cię zapytać o coś więcej niż klasyczne: dlaczego zostałaś artystką. Mimo wszystko nie ukrywam, że interesuje mnie bardzo, czemu właśnie wybór padł na kolaże.
Ewelina Lebida: Artystka – to słowo naprawdę brzmi bardzo źle.
Minerva: Dlaczego tak uważasz?
EL: Wiesz, ja mam ten problem, to chyba ważne, że straszliwie nienawidzę pretensjonalności i dla mnie rozmawianie o tym, co robię zawsze trochę zalatuje takim bufoniastwem. Przyznam, że czuje się z tym dość niezręcznie.
Minerva: W Twoim przypadku przecież absolutnie nie ma mowy o żadnym pozerstwie, ale fakt, jest to dość powszechne no, i co tu dużo mówić, ohydne.
EL: No właśnie, dlatego słowo artysta brzmi dla mnie strasznie pretensjonalnie, wiesz, zarzucaniem szaliczka i wzdychaniem.
Minerva: No tak, i adorowanie wieszaka w przymierzalni, bo w sumie to już niewiadomo, gdzie się ta sztuka zaczyna a gdzie kończy.
EL: Obecnie wychodzi na to, że każdy jest teraz artystą, a ja mam w sobie takie pokorne przeświadczenie, które mówi, że artysta nie może sam siebie tak nazywać. Myślę, że tylko ktoś inny może użyć tego terminu w jego stronę.
Minerva: Rozumiem, coś na zasadzie będę artystą tylko wtedy, kiedy to, co robię znajdzie odbiorcę a moja sztuka trafi na odpowiedni grunt i zakiełkuje?
EL: No wiesz, prawda jest taka, że nawet najgorsze gówno znajdzie niestety odbiorcę.
Minerva: Tyle, że żadne gówno nie zakiełkuje, na szczęście. No więc, dlaczego właśnie kolaże?
EL: Nie umiem robić nic innego. To nie było tak, że ja wiedziałam, że istnieje coś takiego jak kolaż i się nim zainspirowałam. Pewnego dnia rzuciłam okiem na gazetę i zobaczyłam, że dane słowo by pasowało do innego. I tak to wyszło, wydarłam, przykleiłam na kartkę. Miałam wtedy 16 lat i złamane serce. Pamiętam ten pierwszy kolaż, dosłownie dwa zdania na krzyż i jeden obrazek. Teraz widzę, że progres jest niesamowity i cieszę się, że potrafiłam włożyć w to tyle pracy. Daje to też nadzieję, bo pokazuje jak fajnie można się rozwinąć za kolejne 8 lat.
Minerva: Czyli potwierdza się ta reguła, która mówi, ze sztuka powstaje w bólu, że rodzi się w pod wpływem tych złych albo ogólnie mówiąc silnych emocji?
EL: Na pewno taki był początek moich prac, ale teraz niekoniecznie. Nie każdy z kolaży powstawał w złych emocjach, w sensie takich intensywnych histeriach, choć rzeczywiście te najlepsze właśnie w takich okolicznościach.
Minerva: Po amatorskich początkach, takich trochę po omacku, doszłaś ciężką pracą do momentu, kiedy jesteś już nie tylko ty, ale i sporo innych ludzi, którzy mocno utożsamiają się z tym co robisz, co mówisz, co czujesz. Myślisz też o nich, kiedy tworzysz kolejne rzeczy?
EL: Myślę, ale mimo wszystko wciąż najbardziej o sobie, o tym, co we mnie. Od kiedy mam aż tak duży feedback, to wszystko robi się trochę bardziej uniwersalne i wysmakowane. Najgorsza jest dla mnie jednak ta świadomość, że jestem dość często kopiowana. Rozrywa mnie to na kawałki. Jestem w stanie znaleźć w tych kopiach moje znaki szczególne czy próby nawiązywania do mojej estetyki. Może brzmi to zarozumiale, ale jednak wydaje mi się, że udało mi się chociaż troszeczkę stworzyć pewien trend. Będę go bronić ze wszystkich sił.
Minerva: Kolaż jest na tyle specyficzny, że ciężko stworzyć go we własnym, oryginalnym stylu. Nie znaczy to jednak, że nie jest to możliwe, wręcz przeciwnie, Tobie się to doskonale udało, Twoje prace są mocno rozpoznawalne.
EL: Tak, to jest takie moje flow, styl, wiem, że ciężki do podrobienia i tego się trzymam. W końcu kto ma wiedzieć, ten i tak wie. Ja nie potrafię wejść do tego świata rozpychając się łokciami, brakuje mi dobrej promocji i czasu, który musiałabym na nią poświęcić. Niestety nie umiem krzyczeć: „Popatrzcie na mnie, lajkujcie, jestem zajebista”.
Minerva: Mnie to tylko utwierdza w przekonaniu, ze jesteś autentyczna, pokorna, prawdziwa.
EL: Staram się, robię swoje i wierzę naiwnie że któregoś dnia „to miasto będzie należeć do mnie”. Naprawdę, tak strasznie mocno w to wierzę, w wystawę w MOCAKu za 10 lat, w wywiad w Wysokich Obcasach, w otwieranie pachnących drukiem gazet z moimi ilustracjami. Ja niemal wiem, że to się uda; jakbym nie wiedziała, to bym nie miała po co wstawać. To ta całkowicie odwrotna strona nieśmiało pukającej do was dziewczynki z internetu. Jedyne czego potrzebuję to pomocnych, dobrych dłoni, bo one mnie poprowadzą.
Minerva: Jestem pewna, że właśnie tak będzie i tego Ci mocno życzę!
|
Ewelina Lebida, fot. mr.wu |