Noe na bani, czyli pijaństwo i alkohol w sztuce

Znacie takie słynne powiedzonko, że „pić to trzeba umieć”, prawda? No więc właśnie, trzeba, bo czasami łatwo jest stracić rachubę i kontrolę nad sobą i później to tylko same problemy. Żeby Wam uzmysłowić jak bardzo można się poprzez nadmiar spożytego alkoholu sponiewierać, wybrałam dla Was kilka przykładów wprost ze świat sztuki. Wiem, że dzisiaj sobota, ale proszę, nie bierzcie z nich przykładu.

Noe na bani 

Szukając wstawionych „bohaterów” w danych czasach, przyłapałam na pijaństwie Noego ze Starego Testamentu. Noe amator uchlał się winem ze swojej własnej winnicy. Uchlał się, rozebrał i nagi zasnął w namiocie, właśnie w takiej sytuacji przyłapany przez swoich synów. „Stary, ale dałeś czadu” – mruczeli na pewno pod nosem, kiedy postanowili przykryć go tu i ówdzie kocem. Właśnie ten moment uwiecznił na swoim renesansowym obrazie włoski malarz Giovanni Bellini. Noe, jakiś stary, taki głupi (Noe przeżył podobno 950 lat). 

 

Giovanni Bellini, „Pijaństwo Noego”, 1513-1514

 

Facepalm już w średniowieczu miał się świetnie.

 

Bachus w formie 

Jeśli już mowa o piciu wina, to jeden z greckich bogów znał się na tej rozrywce wyjątkowo dobrze. Pozostając jeszcze przez chwilę w epoce renesansu, mam dla Was „Bachusa”, wyrzeźbionego przez samego Michała Anioła. Patron płodności, obfitości i winnej latorośli, którą ubóstwiał zwłaszcza w skroplonej formie i w dużych ilościach. U Michała Anioła ledwo trzyma się na nogach i gdyby nie fakt, że jest marmurowy, to pewnie dawno już zaliczyłby glebę. Póki co jeszcze stoi, unosi w górę rękę z kielichem, a z jego rozchylonych ust zaraz wyrwie się bełkotliwe „no to siup”! 

 

Michał Anioł, „Bachus”, 1475

Party hard w XVII wieku

 Kiedy z Włoch przeniesiemy się do Flamandii i przeskoczymy o jakieś 200 lat do przodu, okaże się, że nic się nie zmienia, a ludzie jak pili tak piją, i jak świętowali, tak nadal świętują. Dobrym przykładem obrazującym rozbawionych i wstawionych biesiadników jest obraz „Król pije”, namalowany przez Jacoba Jordaensa, flamandzkiego artystę z epoki baroku. Patrząc na ich rubaszne twarze, rumieńce i gesty, aż chce się napisać, że ładnie ich poniósł melanż, i to jeszcze w święto Trzech Króli. Taką zabawę sobie wymyślili, zwłaszcza w Europie zachodniej i Niderlandach, że jeśli ktoś w trakcie świątecznej uczty znajdzie w swoim kawałku tortu fasolę, zostaje ogłoszony królem i wszyscy razem się srogo zabawiają. Fasolowy król był tego dnia bardzo wyrozumiały i nikt nie zwracał uwagi na wszelkie rubaszne zachowania i ewentualne zwroty płynów (pan w lewym, dolnym rogu). Ja tego pana bardzo rozumiem, bo jak wódka nie wejdzie (a nie wchodzi nigdy, bo to straszne paskudztwo), to czasami lepiej sprawić, żeby całkiem wyszła.
 
Jacob Jordaens, „Król Pije”, 1638

Gorzka wódka 

O tym, jak trudne bywa picie alkoholu możemy przekonać się z obrazu „Gorzki Łyk” Adriaena Brouwera, również reprezentanta malarstwa flamandzkiego z XVIII wieku. Brouwer, w przeciwieństwie do kolegów po fachu skupionych na realizacjach mitologicznych, religijnych czy historycznych, wolał malować to, co było bliższe jego sercu. Nie za bardzo go za to cenili, ale możliwe, że się tym nie przejmował. 
 
Adriaen Brouwer, „Gorzki Łyk”, ok. 1635
 
 

Dziecko… bęc

O niezwykle drastycznych skutkach nadużywania alkoholu przypominał William Hogarth, brytyjski artysta XVIII-wieczny, który upodobał sobie zwłaszcza moralizatorski ton i pełne satyry komentarze rzeczywistości. Na grafice „Gin Lane” dzieją się rzeczy niezwykle podłe i złe, tak, aby nie było żądnych wątpliwości, że tani londyński gin to szatan w płynnej postaci. Pijana nędzarka wydaje się być już mocno „zrobiona”. Bez większego przejęcia eksponuje nagie piersi i sięga ręką po tabakierkę, nie zwracając zupełnie uwagi na dziecko, które właśnie wypada jej z rąk. Tragedia. Żeby było jeszcze gorzej, u dołu na schodach dostrzegamy mężczyznę, który najprawdopodobniej zapił się na śmierć. Dosłownie. 
William Hogarth, „Gin Lane”, 1751

Dekadenckie nostalgie

Wódka ohydna, gin tragiczny w skutkach, no to może  absynt? Na przełomie XIX/XX można było liczyć na zawarty w trunku tujon działający psychoaktywnie i wprawiający miłośników „Zielonej Wróżki” w stan fantastycznego upojenia. Niestety, jak pokazuje życie, od euforii alkoholowej do przygnębienia jest czasami bardzo blisko, co widać doskonale na impresjonistycznym obrazie „Absynt”, Edgara Degasa czy Picassa. Alkohol sprzyja rozmyślaniom, czasami też zamula. No cóż, rozumiemy to. 
Edgar Degas, „Absynt”, 1876
 
Pablo Picasso, „Pijąca Absynt w kawiarni”, 1907

 

Gdy głowa boli

Czy jest jednak coś gorszego od kaca? Nic. Edvard Munch o tym wiedział i w obrazie „Dzień po” zaserwował instrukcję co należy robić, a w zasadzie czego nie robić. Otóż, należy nic nie robić, trzeba po prostu leżeć i wraz ze Świetlickim nucić: „W pościeli siedzę i patrzę jak dnieje, w pościeli siedzę i patrzę”. Mam nadzieję, że was to jutro nie spotka. 
Edvard Munch, „Dzień po”, 1874

 

Bo pić, to trzeba umieć!

A wystarczyło podejść do tematu z umiarem. Nie za dużo, troszkę dla smaku i wcale nie byłoby później tak kiepsko. Dokładnie tak, jak na obrazie duńskiego artysty Pedera Severina Krøyera, który, w przeciwieństwie do poprzednich pijackich libacji, ukazał elegancki tost wznoszony wśród grona zamożnego mieszczaństwa. W końcu wszystko jest dla ludzi, również alkohol. Po prostu trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść. Niepokonanym 🙂
Peder Severin Krøyer, „Hip hip, hurra!”, 1888

Mogą także Ci się spodobać