Pomyślałam, że rocznica urodzin Egona Schiele to bardzo dobry pretekst do napisania o nim i jego pracach parę słów, po chwili stwierdziłam jednak, że dla Egona zawsze jest dobry czas i miejsce, i że tak na dobrą sprawę, to mogłabym rozprawiać o nim codziennie. Niewielu jest takich twórców w moim prywatnym rankingu, którzy fascynują mnie tak mocno i robią to z niegasnącą siłą już od wielu lat, bo już w liceum, kiedy odkryłam jego rozedrganą, nerwową kreskę pewne było, że ta miłość trwać będzie, kto wie, może i całe życie.
To właśnie chyba ta nerwowość i ekspresja sprawiają, że Schiele jawi mi się jak ktoś bardzo bliski a jego rysunki stanowią zapis emocji i przeżyć, z którymi mam ochotę się utożsamiać, choć jak wiadomo, nasze losy nie miały ze sobą nic wspólnego. To, co sprawia, że prace Egona wydają mi się szalenie bliskie to nie ich temat, ale sposób w jaki zostały stworzone. Jest w nich coś tożsamego z moją naturą, coś, co sprawia, że tak niezmiennie, od wielu lat, wręcz nie mogę się im oprzeć. Co ciekawe, chociaż Egon zachwyca podejściem do ludzkiego ciała, które fascynuje go, hipnotyzuje i inspiruje, najbardziej urzekają mnie nie jego portrety, ale pejzaże, w których również wyraźnie dostrzec można jego niepowtarzalny, unikalny styl.
Zawsze fascynowało i uspokajało mnie obserwowanie miasta z jedynej słusznej i bezpiecznej perspektywy, a więc z góry, z dachu lub wysokiego balkonu, gdzie zgiełk i tłum staje się jedynie mglistym zarysem, niegroźnym tańcem marionetek. W pracach Egona jest coś co mnie równie zachwyca – jakiś niewypowiedziany spokój i łagodność wyłania się z tych widoków na małe, urokliwe, prowincjonalne miasteczka. Rozczula mnie wielka szczerość tych widoków i konturowość, która ma w sobie coś z dziecięcych rysunków, pełnych różnorodnych brył i figur geometrycznych.
Natura postrzegana przez malarza w sobie coś nierzeczywistego, coś, co sprawia, że pomimo inspiracji realnymi widokami, mamy wrażenie, że oglądam pejzaże wewnętrzne, swoistą wizualizację uczuć i nastrojów – od łagodności wiejskich pól po nerwowość powyginanych gałęzi. Niezwykle spójny styl, wrażliwość i doskonałe wyczucie barw – wszystko to sprawia, że Schiele zawsze będzie dla mnie jednym z najlepszych i najbliższych sercu twórców, do których wracam wielokrotnie, dokładnie tak, jak się wraca z tęsknoty do najlepszego przyjaciela.