Mathias Grunwelad, Grupa Ukrzyżowania z Ołtarza z Isenheim (detal) 1506-1515 |
Rozmawiałam dziś z Schopenhauerem. Opowiedziałam mu, że w moim życiu nie zawsze dzieje się tak, jakbym sobie zamarzyła. Bardzo mnie pocieszył, twierdząc, że jest coś, co mi w życiu na pewno wyjdzie doskonale – cierpienie i śmierć. Trudno się z nim nie zgodzić. W takim właśnie trochę grobowym tonie (na szczęście mimo wszystko z lekkim przymrużeniem oka) przypomniałam sobie o obietnicy, którą Wam dałam na fejsie, dotyczącej wpisu o śmierci w malarstwie. Dzisiaj, kiedy sama leżę na łożu, choć myślę, że jeszcze nie śmierci, pojawiła się dobra okazja, aby przypomnieć kilka naprawdę świetnych i przejmujących dzieł.
Zacznę od tego, że Marat dla mnie nie umiera, tylko przysypia, prawdopodobnie pisząc list do nudnej laski, która wisi mu trochę kasy. Nie mam do niego o to pretensji, w końcu to akademickie umieranie, więc musi zawierać pewną dawkę pozy i teatralnego gestu. Marat to heroiczny bohater i przywódca rewolucji, nie można więc pokazać ludziom, że umarł na podłodze, wśród kurzu i brudów. Jemu należała się wanna, najlepiej taka przypominająca antyczny sarkofag.
J. L. David, Śmierć Marata, 1793 |
Mathias Grunwelad, Grupa Ukrzyżowania z Ołtarza z Isenheim, 1506-1515 |
Prawdziwie natomiast umiera Jezus na krzyżu, chyba po raz pierwszy u Grunewalda przedstawiony w tak realistyczny, brutalny i drastyczny sposób. Tutaj zaczyna się renesans, tu pojawia się człowiek bez upiększeń, pełen cierpienia i bólu. Ciało pełne ran, wychudzone, powyginane, głowa opadająca w dół i bolesny wyraz twarzy – wszystko to wskazuje, że Jezus z Ołtarza z Isenheim to Jezus w agonii, przedstawiony nie jako Bóg, ale jako człowiek.
Bardzo mi przykro, ale nie żyje także Ofelia. Trzeba przyznać, że jak na topielca, a raczej topielicę wygląda na obrazie Millaisa wyjątkowo ślicznie. Wiem, to pewnie dlatego, że jest tu jeszcze w miarę ciepła. Po prostu nie zdążyła podpuchnąć. A może jeszcze żyje i nadal tonie, cały czas słodko przy tym śpiewając? Królowa Gertruda własnie tak opisywała w „Hamlecie” jej śmierć. Ładne kwiatki.
John Everett Millais, Ofelia, 1851-1852 |
Mogę tylko przypuszczać, co Tristan i Izolda mogli sobie śpiewać.
„Jeśli kiedyś wybrać będę mógł jak to zrobić
To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
Chciałbym umrzeć z miłości
Nie na krześle, nie we śnie
Nie w spokoju i nie w dzień
Nie chcę łatwo, nie za sto lat
Chciałbym umrzeć z miłości”
To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
Chciałbym umrzeć z miłości
Nie na krześle, nie we śnie
Nie w spokoju i nie w dzień
Nie chcę łatwo, nie za sto lat
Chciałbym umrzeć z miłości”
Rogelio de Egusqiza, Tristan i Izolda (śmierć), 1915 |
Śmierć Basi Radziwiłłówny widziałam na żywo w warszawskim Muzeum Narodowym. Bardzo smutny widok, kiedy umiera śliczna i młoda istota. Może nie napiszę tego zbyt subtelnie, ale kiedy patrzy się na ten obraz nie ma się żadnych wątpliwości, że widzi się trupa. Zachwycam się doborem farb i wielkim talentem, co pozwoliło ukazać bladość skóry w tym śmiertelnym wydaniu. Pomimo smutnego tematu, jest to widok naprawdę fantastyczny.
Andrzej Wróblewski, Matka z zabitym dzieckiem, 1949 |
Te cierpiące i tępe spojrzenia rodziców z „Trumny Chłopskiej” nie dają mi spać po nocach. To musi być straszny ból, gdy się traci potomka, a wszystko właśnie na to wskazuje, sądząc po rozmiarze błękitnej trumienki. Bardzo, naprawdę bardzo przejmujący obraz. Czasami gesty i łzy wyrażają mniej bólu, niż właśnie takie statyczne, na pozór, sylwetki. Ich cierpienie nie przelało się na ruch, ich cały ból kryje się w środku, jest cichy a jednocześnie tak mocno porusza.
Aleksander Gierymski, Trumna chłopska, 1894-1895 |