Egon Schiele, Redhead woman, 1918 |
Zapewne część z Was pamięta, że moje nieśmiałe początki w sieci zaczęły się pod zupełnie innym pseudonimem, brzmiącym Rajstopy Hrabiny. Choć było to dość dawno, wracam często wspomnieniami do tych czasów, kiedy mało tu było sztuki, a dużo myśli, zapisków, emocji i przydrożnej poezji pisanej na kolanie w przypływie chwili. Z perspektywy czasu stwierdzam, że był to dla mnie bardzo zły czas, emocjonalnie jeden z najgorszych, ale też dający mnóstwo powodów aby pisać i przeżywać. Wracam dziś z wielkim sentymentem do kilku wierszy, jakie zapisałam sobie w notatniku wsadzonym gdzieś na dnie szuflady, wierszy, które po raz pierwszy ujrzały światło dziennie właśnie tu, na wcześniejszym blogu.
60 kilogramów trosk
od paru lat nie zmieniam wagi
to moja jedyna
stabilność
stabilność
***
Wybacz mi
ale nie przyjdę
ale nie przyjdę
potknęłam się
i mi wypadło
to dziadostwo
co się w klatce piersiowej
zalęgło
zalęgło
***
Świecą światełka w wysokich pudełkach
smutki i troski na twardych krzesełkach
pokój plus pokój równa się niepokój
plus brzydki i ciemny ciasny przedpokój
mrugamy do siebie z nadzieją po zmroku
strumieniem lęku z obdartego bloku
***
planowanie
będę się
gubić i wracać
szukać i odnajdywać
plątać i rozplątywać
i bardzo mocno przeżywać
a później będę pamiętać
cholernie rozdrapywać
powracać i wspominać
wspominać
wspominać
***
już wiem gdzie mam serce
odkryłam właśnie
to tam gdzie mnie boli w klatce
poznałam też to miejsce
po którym los kopie mocno
głowę też choć nie na karku
niezgodnie z podręcznikiem
i bardzo wadliwy rozum
który nie udziela
poprawnych odpowiedzi
***
Nocny autoportret
Widzę palcami, dotykam uchem
smakuję okiem nienasyconym
zwą mnie dziwakiem, zmysłowym duchem
i nadwrażliwcem nieskończonym
Przebywam w świecie emocji wiecznej
nocnych oddechów i pełnej głowy
myśli splątanej i niebezpiecznej
wrażliwej skóry, nerwowej mowy
Często umieram, mocno to czuję
nieznośnym krukom szarpać się daje
umieram co dzień, po raz kolejny
rankiem się budzę i zmartwychwstaje