Eugeniusz Markowski. O prawdzie, bez skrupułów

 

Eugeniusz Markowski, „Piramida”, 1980, źrodło: ArtZONE Studio

Coraz częściej łapie się  na tym, że od piękna w sztuce bardziej doceniam prawdę, o której ta sztuka opowiada, nawet jeśli bywa brutalna i bolesna. To tak jak w życiu – im człowiek starszy, tym częściej stara się dotrzeć do sedna, nie tracąc wcześniej czasu na jakieś dziwne podchody i mydlenie oczu. Lubię tę malarską prawdę i szczerość, która bez zbędnych wprowadzeń bezlitośnie opowiada o tym, co złe, zwłaszcza w człowieku, w jego ciemnej stronie umysłu i egzystencji. Jeszcze parę dni temu pisałam o sztuce Jerzego Dudy – Gracza, który imponuje mi bardzo swoją szczerością i bezkompromisowym obnażaniem ludzkich grzechów i wad, a dziś, dzięki Galerii ArtZONE Studio przypomniałam sobie o innym artyście, dla którego deformacja i groteska również okazała się podstawowym sposobem do snucia opowieści o świecie.  
 
Mowa o Eugeniuszu Markowskim (1912-2007), polskim malarzu, ale też dyplomacie i dziennikarzu, absolwencie warszawskiej ASP, który swój dyplom obronił u Tadeusza Pruszkowskiego, profesora słynnego zwłaszcza ze swoich świetnych portretów. Markowski, w przeciwieństwie do swojego nauczyciela, postanowił obrać drogę nie mają nic wspólnego z realizmem. Jego prace, mocne i ekspresyjne, przywodzą na myśl raczej stylistykę nowej figuracji, kierunku malarskiego po II wojnie światowej, zwanego również ekspresyjnym figuratywizmem. Markowski, chociaż obronił swój dyplom w 1938 roku, sztuką zaczął zajmować się dopiero w połowie lat 50. XX wieku, a więc dużo wcześniej przed ukształtowaniem się wspomnianej nowej figuracji, mimo wszystko, podobieństwa ze stylistyką tego kierunku są bardzo wyraźne i w zasadzie trafne. 
 
Eugeniusz Markowski, „Moralitet”, 1973, źrodło: ArtZONE Studio
Markowski, podobnie jak słynni członkowie nowej figuracji, a więc Francis Bacon czy Jean Dubuffet, w swoich pracach skupiał się na człowieku, czyniąc to jednak zawsze w sposób „dziki”, wręcz brutalny. Sylwetki ulegają silnej deformacji, która, obnażając ich fizyczność, zdaje się także pozbawiać je intymności duszy. Nie ma już żadnych niedopowiedzeń czy tajemnic, na wierzch zostaje wyciągnięte wszystko: zawiść, agresja, chciwość, ale też lęk czy poczucie społecznego osamotnienia i odrzucenia. Brutalną tematyką i drastyczną formą, twórczość Markowskiego przywodzi na myśl także prace niemieckiego ekspresjonisty, Georga Grosza, u którego ludzkość podobnie przybrała formę odczłowieczonych postaci w maskach, czy wręcz teatralnych marionetek. 
 
Eugeniusz Markowski, „Koń”, lata 70. XX w., źrodło: ArtZONE Studio
Eugeniusz Markowski, „Koń”, na odwrocie, lata 70. XX w., źrodło: ArtZONE Studio


Obok człowieka, uwagę malarza skupiały także zwierzęta, zwłaszcza koń lub byk, niepozbawione jednak cech i zachowań ludzkich. Markowski tworzy swój swoisty folwark zwierzęcy, kontynuując przy tym swoje obserwacje, skupione na odwiecznych słabościach. Jak sam mawiał: 


Mnie osobiście interesuje przede wszystkim groteskowy i wyraźny kontrast istniejący dziś między coraz zawrotniej rosnącym rozwojem technologicznym a niezmiennością prymitywnych i elementarnych ludzkich pasji i instynktów.
 
 
 
Prezentowane  w poście obrazy, stanowiące ilustracje do tekstu pochodzą z warszawskiej galerii ArtZONE Studio, która poprosiła mnie o przybliżenie sylwetki Eugeniusza Markowskiego. Przyznaję, że z każdą minutą wczytywania się, zarówno w biogram jak i malarskie prace artysty zaczęłam coraz bardziej rozumieć zachwyt, jakim obdarza Markowskiego właścicielka galerii. Drzwi do tego miejsca są dla wszystkich otwarte, można tam zobaczyć wspomniane prace na żywo a także nabyć i wzbogacić nimi swoje domowe ściany. Warszawa zaprasza mnie na Targi Plakatu 4 grudnia, więc na pewno skorzystam z tej okazji, do czego i Was namawiam 🙂
 
 
 
 
Wpis powstał we współpracy z  

 

 

 

 

 

Mogą także Ci się spodobać