Kadr z filmu „Jestem mordercą”, reż. Maciej Pieprzyca, 2016 |
Chyba od zawsze fascynowały mnie krajobrazy pofabryczne, w których życie ludzkie naturalnie wpisuje się w pejzaż kominów i szybów kopalnianych. Śląsk to rzecz jasna nie tylko przemysł górniczy czy hutniczy, ale chyba właśnie on jest w tym wypadku kluczowy, wraz ze wszystkimi charakterystycznymi zabudowaniami tworzącymi ten niezwykły klimat. Myślę, że właśnie dlatego tak bardzo lubię prace malarskie tzw. „Grupy Janowskiej”, zrzeszającej nieprofesjonalnych artystów śląskiego pochodzenia.
Dzisiejszy wpis nie dotyczy jednak śląskiego malarstwa, a nowego filmu „Jestem mordercą” Macieja Pieprzycy, który w kinach pojawi się już 4 listopada. Ja miałam okazję zobaczyć film nieco wcześniej, dzięki przedpremierowym pokazie w sądeckim kinie Helios i obecnie zazdroszczę wszystkim, którzy te kinowe emocje mają jeszcze przed sobą.
Wampir z Zagłębia
Kryminał Macieja Pieprzycy bazuje na prawdziwej historii z lat 60. XX wieku, kiedy to na obszarze tzw. Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego (Zagłębie) oraz na Górnym Śląsku grasował seryjny morderca, mający na swoim koncie kilkanaście zabójstw kobiet. Mężczyzna nie był wybredny – morderstw na tle seksualnym dokonywał na zupełnie przypadkowych ofiarach, śledząc je i atakując z tyłu głowy tępym narzędziem. 5-letnia aktywność zabójcy siała popłoch i budziła strach wśród mieszkańców, którzy z powodu bezradności władz, z każdym dniem czuli się coraz bardziej zagrożeni. Szalę niepokoju przeważyło w 1966 roku zabójstwo siostrzenicy ówczesnego I sekretarza, Edwarda Gierka. Wtedy też sprawa nabrała tempa, a policja zmuszona była jak najszybciej dorwać sprawcę i przyczynić się do poprawy bardzo nerwowych nastrojów w społeczeństwie.
Jestem mordercą?
Film Pieprzycy skupia się wokół postaci Janusza Jasińskiego – policjanta prowadzącego sprawę pojmania seryjnego mordercy. W tej roli pojawia się naprawdę świetny Mirosław Haniszewski, którego niejednoznaczność, zarówno ta fizyczna (niebanalnie przystojny) oraz wewnętrzna, z każdą minutą filmu coraz bardziej wciąga i hipnotyzuje. Pieprzyca tworzy doskonały portret psychologiczny, który z czasem wzbogaca o dodatkowe cechy, moralne wątpliwości i dylematy, zmuszające widza do nieustannej oceny. Szczere ambicje Jasińskiego bardzo szybko postawione zostają na szali z PRL-owską,mroczną rzeczywistością i panującym systemem, bardzo dalekim od ideałów. Jednocześnie, w filmie obraz PRL-u wydaje się być wręcz książkowy – klasyczne meblościanki, lampki nocne i mnóstwo innych rekwizytów jest jakby żywcem wyjęte z poradnika dla kolekcjonera polskiego designu z lat 60. XX wieku.
Kino moralnych dylematów
„Jestem mordercą” nie jest zwykłym kryminałem, który krok po kroku przybliża widza do momentu złapania sprawcy. To dziwna i skomplikowana gra, w której do głosu dochodzi nie tylko sprawiedliwość, ale też potrzeba spełnienia oczekiwań ogółu czy roztoczenie dość złudnej atmosfery wyczekiwanego bezpieczeństwa. Nie bez powodu film został ujęty w kategoriach psychologicznego thrillera – niemal dwugodzinny seans ogląda się z niepokojem i zainteresowaniem, wnikając nie tylko w mroczną historię, ale też w umysły głównych bohaterów. Klimat śląskiej, chłodnej scenerii został w filmie ubarwiony naprawdę świetną muzyką. Doskonałe wydają się zwłaszcza sceny, w których dynamizm wydarzeń zostaje fantastycznie podkreślony poprzez nerwowe, jazzowe utwory, hipnotyzujące równie mocno, jak kinowy obraz. „Jestem mordercą” to kino godne polecenia.