Miniony weekend spędziłam w Gdańsku podczas Blog Forum Gdańsk, czyli konferencji dla twórców internetowych, którą śmiało nazwać można tą najlepszą w branży. Pierwszy raz pojawiłam się tam w roli uczestniczki w 2015 roku, wtedy jednak nie pozostawiłam po sobie żadnej recenzji ani dłuższej relacji w sieci. Przyznaję, że wspomnienie tej wizyty sprzed dwóch lat powoduje u mnie pewien dyskomfort, który absolutnie nie wynikał z kwestii organizacyjnych, ale z problemów w mojej głowie. Ten najważniejszy, z którym borykam się w zasadzie do teraz, to brak umiejętności integracji, skutkujący moją frustracją i poczuciem osamotnienia w tłumie.
W tym roku było na szczęście inaczej i piszę to z wielką ulgą i radością, ponieważ ludzie na BFG są naprawdę bardzo otwarci i głupotą byłoby kolejny raz nie skorzystać z takiej wyjątkowej okazji do inspirujących rozmów i poznania wartościowych ludzi. Te dwa lata przerwy pokazały bardzo wyraźnie, w jak szalonym tempie Minerva stała się blogiem rozpoznawalnym i jak wielu ludzi kojarzy mnie jako muzealniczkę piszącą o sztuce. Dzięki temu, jako człowiek pełen pasji, ale też wątpliwości związanych z sensem prowadzenia strony poświęconej niszowej tematyce, wróciłam do domu szalenie szczęśliwa i przekonana, że bardzo warto i nigdy, ale to nigdy nie powinnam w to wątpić.
Przyznaję, że będąc człowiekiem lubiącym komplementy najbardziej cenię sobie te, które skupiają się na jakości i stronie merytorycznej tego, co robię. Dokładnie z tego samego powodu postanowiłam pojawić się na tegorocznej edycji konferencji – oczekiwania co do merytoryki i prelekcji były naprawdę duże, zwłaszcza, że jako blogerka kulturalna mniej jestem nastawiona na kwestie komercyjne, a bardziej na te pozwalające podnieść sobie poprzeczkę jakości jeszcze wyżej.
Jestem bardzo szczęśliwa, że tym razem w centrum rozważań nie pojawiły się pieniądze, ale człowiek, i to w bardzo szerokim kontekście, również mocno osobistym, co sprawiło, że podczas kilku panelowych dyskusji drżały mi usta i musiałam wychodzić z sali, żeby opanować nieskontrolowany przypływ płaczu. Motywem przewodnim konferencji było różnorodne „Przekraczanie granic” i na mnie, człowieku pełnym empatii i wrażliwości, zrobiły wrażenie zwłaszcza te wystąpienia, które przesiliły granicę mojej wytrzymałości emocjonalnej. Krzywdzące traktowanie ze względu na kolor skóry, czy niezrozumienie chorób i zaburzeń psychicznych, prowadzące często do osobistych tragedii – to są sprawy, koło których naprawdę nie da się i nie można przejść obojętnie.
W przerwie od konferencji pojechałam do Gdyni na film „Twój Vincent”, który szczerze polecam, nie tylko ze względu na jego jakość wizualną, ale też sposób, w jaki pokazuje Van Gogha. Wiadomo powszechnie, że był artystą wybitnym, ale w animacji na pierwszym miejscu ukazano go jako człowieka, co bardzo mnie przygniotło i wzruszyło. Pokazano jego lęki, marzenia, to, że był szalenie niezrozumiany przez społeczeństwo, czuł się gorszy, inny, odrzucony.
Piszę o tym w kontekście BFG, ponieważ podczas wspomnianych paneli otrzymałam bardzo wiele dowodów na to, że brak akceptacji oraz odrzucenie społeczne (dokładnie takie jak w przypadku van Gogha) to jest cholernie obrzydliwa, ale niestety, nadal aktualna kwestia, która sprawia, że ludziom żyje się bardzo ciężko, chociaż zupełnie na to nie zasłużyli. Wyobraźcie sobie na przykład młodego ciemnoskórego mężczyznę, który wyznaje, że on i jego rodzina musieli zrezygnować z komunikacji publicznej wszelakiej, ponieważ ataki ze strony społeczeństwa były zbyt poważne i po prostu nie dało się ich znosić, bez uszczerbku na zdrowiu. Wyobraźcie sobie również brak zrozumienia i empatii oraz bagatelizowanie np. depresji, co skutkuje poczuciem społecznego odrzucenia. W zasadzie najgorsze jest to, że wcale nie musicie sobie tego wyobrażać, bo to nie jest żadna fikcja, a codzienność i to czasami ta najbliższa, podwórkowa.
Pod koniec wizyty w Gdańsku udało mi się zobaczyć w końcu „Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga, który na żywo robi naprawdę fantastyczne wrażenie. Ta mnogość i jakość detali oraz mistrzowski warsztat to jest coś, co każdy powinien zobaczyć będąc w tym mieście. Naprawdę żadna reprodukcja, nawet ta najlepsza nie jest w stanie oddać tej jakości. Patrzyłam na tę naprawdę poruszającą i straszliwą wizję piekła i było mi szalenie smutno, ponieważ zdałam sobie sprawę, że ta wizjonerska niegdyś scena mogłaby niestety niejednokrotnie posłużyć jako ilustracja do tego, co ludzie są w stanie zgotować sobie na co dzień.
Chyba własnie dlatego uważam tegoroczną edycję BFG za wyjątkowo udaną i wartościową – pokazała dobitnie, że blogosfera to dojrzały twór, który oprócz umiejętności zarabiania pieniędzy posiada wielką moc i jest w stanie świadomie wpłynąć na niezwykle ważne kwestie społeczne. Nie powinniśmy nigdy zapominać, że ciąży na nas duża odpowiedzialność za to, co robimy w sieci. Warto tę moc spożytkować w słusznej mierze. Zwłaszcza, że karma wraca, zawsze.