Quentin Matsys, „Bankier z żoną”, 1514 |
Czasami zdarza mi się raz na jakiś czas zapisać do jakiejś grupy związanej z blogowaniem i tworzeniem kreatywnych treści w internecie. To miejsca szczególne, zrzeszające ludzi, których jedna rzecz niewątpliwie łączy: z jakiegoś powodu postanowili, że założą bloga. Kiedy pada pytanie, dlaczego ktoś zdecydował się właśnie na taką formę pisania, odpowiedzi pojawiają się rozmaite: niektórzy twierdzą, że z nudów, inni, że z ciekawości, jeszcze inni opowiadają o naprawdę ciekawych okoliczności losu, które sprawiły, że blogowanie stało się sposobem na zabicie wolnego czasu, albo ciekawym pomysłem na życie. Nie jestem w stanie przytoczyć tu wszystkich wypowiedzi, bo są naprawdę różnorodne, ale jest wśród nich grupa, która przyciąga moją największą uwagę: założyłem bloga, żeby dużo na nim zarabiać.
Te, moim zdaniem, zasadnicze pytania, które powinny padać na samym początku blogowania, wydają się gdzieś umykać. W rezultacie powstaje bardzo dużo blogów podobnych do siebie, co gorsze, nastawionych czasami tylko na biznes, które, z całym szacunkiem dla niewątpliwego talentu ich autorów, już na wstępie skazane są na niepowodzenie. Czy piszę o tym z perspektywy wywyższającej się blogerki z dłuższym stażem? Nie. Czy rządzi mną frustracja, ponieważ również zasiliłam grono tych, którym się nie udaje i teraz pragnę zasiać to ziarno goryczy u innych? Nie. Po prostu znam niejedną historię fantastycznych i popularnych blogów i wiem, że do zarabiania na ich poziomie naprawdę dochodzi się latami i nikt, naprawdę nikt, nawet z tej najwyższej półki, nie zaczynał swojej kariery blogowej z pozycji osoby popularnej i rozchwytywanej przez agencje reklamowe.
Myślę, że to jest w tym wszystkim naprawdę kluczowe. Bo kiedy zdamy sobie sprawę, że na początku jesteśmy trochę „nikim” i nasza książka doświadczeń blogowych jest zupełnie pusta, warto przemyśleć dokładnie co tak naprawdę chcemy robić i o czym możemy pisać, ale tak szczerze i z radością w sercu. Szalenie ważne jest, aby te początkowe etapy naszego blogowania, które, i tu nie ma żadnych wątpliwości, nie przyniosą nam żadnego materialnego zysku, dawały nam przyjemność innego rodzaju: satysfakcję, radość z podzielenia się czymś z innymi, możliwość wyrażenia opinii, pretekst do pracy nad warsztatem – cokolwiek, co będzie nas mobilizowało do dalszej pracy.
Andy Warhol, „200 one dollar bills”, 1962 |
Może jesteś specjalista w czymś niszowym albo masz w głowie pomysł, którego jeszcze nigdzie w sieci nie widziałeś, albo który stanowi nikły procent blogosfery? A jeśli decydujesz się wybierać jednak temat popularny, to może potrafisz ugryźć go inaczej, wprowadzając coś unikatowego, coś, co będzie Cię w przyszłości definiować jako ciekawą jednostkę? W przeciwnym razie, wyobrażacie sobie, że prowadzicie bloga z myślą o zarabianiu i tak naprawdę zupełnie Was to nie cieszy? Albo, że jesteście kroplą w morzu klonów piszących np. o modzie, a kasy nie ma nadal od miesięcy? Jak długo będziecie mieć siłę do pisania w takich okolicznościach i co tak naprawdę będzie Was motywowało do systematyczności, skoro nie będą to, stawiane na pierwszym miejscu, pieniądze?
Zarabianie poprzez robienie tego, co się kocha jest naprawdę fantastyczne i możliwość pogodzenia pasji i pieniędzy jest marzeniem chyba każdego twórcy. Chodzi jednak o to, że ta przyjemność przychodzi zazwyczaj po latach i jest efektem naprawdę ciężkiej i kreatywnej pracy.
Kiedy sama zaczynałam przygodę z blogowaniem byłam totalnym laikiem. Jedyne, czego byłam pewna, to że będę pisała o sztuce, ponieważ z tym się wiąże moja praca, moja pasja i tak na dobrą sprawę po prosu chyba nic innego nie potrafię. Teraz, po trzech latach pisania i nieustannych walk, także z samą sobą, mogę z dumą powiedzieć, że czuję się dobrze, z tym co robię. Dobrze, bo mam wielu fantastycznych czytelników i to grono się nieustannie powiększa, dobrze, bo ludzie doceniają jakość moich tekstów, dobrze, bo czasami na tym zarabiam, przy okazji wyrabiając sobie coraz to lepszą opinię eksperta w swojej dziedzinie. Trzy lata nieustannego pisania, wyszukiwania materiałów, tworzenia wokół siebie społeczności, bywania na spotkaniach i konferencjach dla blogerów. Czy doszłabym do tego momentu, gdybym liczyła tylko na pieniądze, patrząc jednocześnie na to, jak doskonale radzą sobie inni?
Nie, już dawno by mnie tu nie było.