|
„Loving Vincent”, fot. materiały prasowe |
Pierwsze wieści o tym, że powstanie tak wyjątkowy i unikatowy film animowany o Vincencie va Goghu dotarły do mnie już w 2014 roku i od tamtego czasu bacznie śledziłam dalsze losy tej produkcji. Chociaż na efekt musiałam czekać aż 3 lata, przyznaję, że naprawdę było warto, ponieważ animacja ta zachwyca na bardzo wielu poziomach, począwszy od wyjątkowej strony technicznej, poprzez wizualny efekt, aż po jej dydaktyczny charakter. Z resztą, powodów do radości i dumy jest w tym filmie jeszcze więcej.
Pomysłodawczynią filmu jest Dorota Kobiela, polska reżyserka oraz utalentowana malarka, która ASP w Warszawie ukończyła z nagrodą rektora. Jak sama wspominała w wielu wywiadach, jej marzeniem było połączyć miłość do filmu i sztuki. Choć „Twój Vincent” trwa 80 minut, Kobiela pracowała nad jego produkcją aż 8 lat, a więc bardzo długo, choć każdy kto widział film wie, że nie były to lata stracone. Wręcz przeciwnie – gdziekolwiek animacja nie pojawia się na ekranach kin na całym świecie, zbiera niesamowite owacje i zasłużone pochwały. Głównym producentem filmowym „Twojego Vincenta” jest Hugh Welchman, który dla Kobieli okazał się świetnym kompanem nie tylko zawodowo, ale też w prywatnym życiu – w czasie pracy nad produkcją zostali małżeństwem. Warto też dodać, że obok Kobieli i Welchmana, nad scenariuszem pracował Jacek Dehnel, polski pisarz, tłumacz i malarz. Dla mnie to kolejny powód do radości i dumy, że tak cudowna animacja powstawała w sercach i głowach polskich twórców.
|
Malarz podczas pracy, fot. materiały prasowe |
Formalnie i wizualnie film naprawdę zachwyca. „Twój Vincent” w całości powstał w pionierskiej technice animacji malarskiej, a więc wszystkie klatki w filmie zostały namalowana farbą olejną na podobraziu. Każda klatka to faza nowego ruchu, który ukazywany jest poprzez kolejne impasty i pociągnięcia pędzli artystów zaangażowanych w projekt. Jako ciekawostkę warto dodać, że przy malowaniu zużyto mnóstwo olejku goździkowego, który ma właściwości spowalniające schnięcie olejnej farby. Dzięki temu niektórych klatek nie trzeba było malować od nowa – czasami wystarczyło jedynie przemalować np. grymas na twarzy aktora lub kontur postaci. W rezultacie powstało aż 65 tysięcy malowanych klatek i 1000 samodzielnych prac na płótnie, które w najbliższym czasie będą pokazywane na wielu wystawach na całym świecie.
|
Vincent van Gogh, „Pokój w Arles (III)”, 1889-1890 |
Rozmach tego przedsięwzięcia również mocno imponuje: w prace nad filmem zaangażowano ponad 120 profesjonalnych artystów (60 z Polski i resztę z 18 krajów z całego Świata), których stanowiska pracy znajdowały się w Gdańsku, we Wrocławiu oraz w Grecji. „Twój Vincent” został nakręcony najpierw jako tradycyjne dzieło aktorskie (z bardzo prestiżową obsadą), a dopiero później każdą klatkę czekał etap przemalowania. Artyści nie mieli łatwego zdania, ponieważ wszystkie obrazy musiały zostać namalowane w zbliżonej do van Gogha, charakterystycznej stylistyce, z zachowaniem istotnych założeń technicznych. Jako ciekawostkę dodam, że właśnie z tego powodu wielu twórców (w tym także moi znajomi) odpadli niestety na etapie castingu – ich własny styl był tak wyrazisty, że w żaden sposób nie potrafili się go pobyć i malować zgodnie z filmowymi wymogami.
|
Podczas seansu zachwycały także czarno-białe wstawki, przeznaczone dla retrospekcji. Cudo, fot. materiały prasowe |
Znając twórczość van Gogha i mając w głowie wiele jego wspaniałych dzieł, podczas seansu co chwilę miałam ochotę podskakiwać ze szczęścia widząc je tak cudownie ożywione i prawdziwe jak nigdy wcześniej. Okazji do tego typu radości jest naprawdę sporo, ponieważ, jak informują producenci, w filmie pojawiło się aż 120 słynnych prac Vincenta van Gogha. Dzięki temu cały malarski świat staje się nagle wyjątkowo bliski i mamy wrażenie, że oglądając animację wkraczamy niejako w jego intymne, prywatne zakamarki.
|
„Loving Vincent”, fot. materiały prasowe |
Ta niezwykła malarskość filmu niesie ze sobą wiele wizualnego uroku, ale jego atrakcyjność nie kończy się na szczęście na tym etapie. „Twój Vincent” stara się bowiem rozwikłać poniekąd zagadkę śmierci artysty i czyni to w sposób naprawdę ciekawy, niepozbawiony kryminalnych akcentów, przez co nie mamy poczucia, że oglądamy śliczną wydmuszkę. W mojej opinii w filmie najbardziej zachwyca udana próba przedstawienia van Gogha nie tylko jako wybitnego malarza, ale przede wszystkim człowieka, który szalenie przeżywa, cierpi i tak jak inni oczekuje od ludzi akceptacji i zrozumienia. Mam wrażenie, że jego osoba jeszcze nigdy nie była aż tak bliska i prawdziwa, do tego stopnia, że podczas seansu czujemy się przejęci i mocno wstrząśnięci jego losem i nagłą śmiercią. Jeśli dodam, że nad oprawą muzyczną filmu czuwał słynny Clint Mansell, który stworzył naprawdę poruszającą ścieżkę dźwiękową, to mamy w zasadzie pełnie szczęścia i ucztę zarówno dla oczu jak i uszu. Ścieżka jest w całości dostępna na Spotify i nieustannie wzrusza, nawet kilka tygodni po seansie.
|
„Loving Vincent”, fot. materiały prasowe |
Jestem zagorzałą zwolenniczką edukacji artystycznej, która wybiega poza nudne i utarte schematy, dlatego „Twój Vincent” uważam za dzieło wartościowe również od pedagogicznej strony. Nie ma nic piękniejszego, niż film, który pod płaszczem doskonałej rozrywki, w sposób lekki i przystępny przybliża biografię i twórczość wybitnego malarza, uwrażliwiając jednocześnie na ludzką krzywdę i pokazując, jak szalenie ważna jest akceptacja drugiego człowieka. „Twój Vincent” to film, na który OBOWIĄZKOWO powinny wybierać się szkolne wycieczki i to nie tylko w ramach lekcji plastyki czy wiedzy o kulturze, ale także historii, a nawet godziny wychowawczej.
Mam nadzieję, że i Wy już film widzieliście, a jeśli nie, to że szybko nadrobicie tę zaległość. Naprawdę warto.