Oczy niemal całej Europy od poniedziałku zwrócone są w stronę Paryża i płonącej gotyckiej katedry Notre Dame. Zagryzając wargę i nerwowo wpatrując się w ekran telewizora śledziłam akcję strażaków, którzy walczyli z ogniem i czasem. Momentami wyglądało to naprawdę kiepsko, dlatego zupełnie nie dziwi fakt, że Internet zalała fala emocji i obaw o światowej klasy bezcenny zabytek wpisany w 1991 roku na europejską listę światowego dziedzictwa UNESCO. Na szczęście katedra nadal stoi, chociaż, jak wiadomo, uległa bardzo poważnym zniszczeniom, o czym możecie przeczytać w wielu miejscach w sieci, np, tutaj. To niezwykłe jak wiele ludzi na całym świecie przejęło się dramatycznymi wydarzeniami, wyrażając swój żal oraz pisząc o łzach i smutku. Bo czy można płakać za katedrą? Ech, cóż mam Wam napisać, skoro mnie do łez doprowadzają „zwykłe” na pozór dzieła, a co dopiero widok, gdy Notre Dame ulega takiej destrukcji.
Tak, można płakać po zabytkach. Napisałabym nawet, że trzeba, ale daleka jestem od dyktowania innym co mają robić. Fakty są takie, że paryska katedra miała szczęście. Nie dlatego, że dopadł ją pożar, ale dlatego, że jest paryską katedrą, zabytkiem klasy 0, którą zna i o której mówi niemal cały świat. Zapewne słyszeliście już obietnice naprawdę hojnych darowizn na jej odbudowę i rekonstrukcję. To trochę smutne, że musiała spłonąć, aby znalazły się pieniądze na jej odbudowę, zwłaszcza, że wcześniej z wielkim trudem zbierano fundusze „jedynie” na renowacje. Mimo wszystko, to wspaniałe, że, pomimo zniszczeń, nasze dzieci jeszcze będą miały okazję wejść do środka i podziwiać czar katedry, którego pożar w żądnym wypadku jej nie pozbawił. To potrwa, ale znowu będzie pięknie.
Stoję w wyraźnej opozycji do głosów, które piętnują i wyszydzają smutek za „zwykłym kościołem”, w sercu Europy, podczas gdy w innych miejscach na świecie, np. na Bliskim Wschodzie, wiele zabytków ulega zniszczeniu i o tym nie mówi się tak dużo. Nie podoba mi się to wartościowanie, sugerowanie nad czym powinniśmy płakać, a nad czym nie, czemu powinniśmy poświęcać więcej uwagi i czym bardziej się przejmować. To, co dzieję się w krajach dotkniętych wojnami naprawdę przeraża, i dobrze byłoby gdyby nasze oczy zwrócone były także w tamtą stronę, nie mam jednak pretensji do nikogo o to, że bardziej przejmuje się pożarem we Francji. To tak „niestety” działa, że bliższe nam będą zawsze te problemy, które bardziej nas dotyczą, które dotykają naszego dziedzictwa i kręgu kulturowego, które dzieją się w naszym „sąsiedztwie”.
I właśnie na to sąsiedztwo chciałabym dziś zwrócić uwagę. Bo wiecie co? Nie tylko wojny i pożary niszczą wspaniałe zabytki. Równie skutecznie robi to czas i ludzka obojętność. To się nie dzieje jedynie tysiące kilometrów od nas. Jestem pewna, że nie muszę Was o tym przekonywać i szybko potrafilibyście wskazać w swojej okolicy zabytek bądź dzieło sztuki szczególne, który niszczeje, stoi zaniedbane. One nie mają takiego wsparcia jak Notre Dame i być może już nigdy nie zobaczymy ich po niezbędnej renowacji, czy rekonstrukcji, chociaż także w pełni na takie działania zasługują. W muzeum z takimi problemami spotykamy się niemal codziennie, nie trzeba być jednak specjalista, żeby dostrzec jak wiele zabytków w naszym kraju naprawdę rozpaczliwie potrzebuje pomocy.
To dobrze, że płaczemy nad katedrą, sadzę jednak, że czasami warto ten smutek przekuć w czyn, w gest, nawet drobny i niepozorny, który jednak przełoży się na realne działanie. Nie chcę namawiać Was tutaj do wpłat na różne akcje, ani linkować do zbiórek, bo Wy wiecie najlepiej co robić ze swoimi pieniędzmi. Jeśli miałabym Was do czegokolwiek namawiać, to do większej wrażliwości na zabytki, które Was otaczają. Nie tylko na te, które niszczeją, również na te, które mają się jeszcze dobrze. Bo nigdy nie wiadomo, ile to „jeszcze” potrwa. Spieszmy się kochać sztukę, bo nie wiemy kiedy nagle umrze. Czasami nie umiera spektakularnie, często robi to w samotności, po cichu.