23 kwietnia 1906 roku urodził się Bronisław Wojciech Linke, polski malarz, który na kartach historii sztuki zapisał się jako niezwykły indywidualista, twórca, który za pomocą wyrazistego, własnego stylu poruszał bardzo ważne i często niewygodne tematy społeczne i polityczne. To nie jest sztuka, która ma się podobać, daleko jej do estetyki i ładnych obrazków, do których jesteśmy przyzwyczajeni. To trzeba napisać wprost: obrazy Linkego są brzydkie, ale ta świadoma i zamierzona brzydota wynika właśnie z podejmowanych tematów, z próby uzewnętrznienia wszystkiego co niemoralne, zepsute, złe. Tu nie miejsca na subtelne dialogi pomiędzy wierszami, wszystko pokazane jest dosadnie, wprost, tak, aby ten widok, chociaż momentami drastyczny, pozostał na długo w pamięci oglądającego. O pewnych rzeczach po prostu nie da się opowiedzieć w sposób „ładny” i tak właśnie jest w przypadku jego sztuki.
Bardzo ważną i niezwykle wymowną pracą Linkego jest, pochodzący z późnego okresu jego twórczości, „Autobus” namalowany w latach 1959-1960. Pamiętam ten obraz jeszcze jako dziecko, ponieważ wywarł na mnie ogromne wrażenie. Pamiętam ten niepokój i kotłujące się w głowie pytania: kim są te postaci? Dlaczego są brzydkie, dlaczego ściskają się i gniotą? Dokąd jedzie autobus? Dziś, kilkanaście lat później, pomimo, że potrafię odpowiedzieć sobie na dziecięce pytania, nadal odczuwam ten sam strach i lęk. Z resztą, kto wie, być może teraz, kiedy wiem, że Linke namalował świat, który stanowi część mojej, naszej codzienności, te odczucia są jeszcze silniejsze? Zrozumienie nie zawsze przynosi ukojenie. Nie tym razem.
Linke jest malarskim pesymistą, jego artystyczne wizje wiążą się z ciemną stroną ludzkiej egzystencji. Diagnozując stan powojennej rzeczywistości, w której przyszło mu żyć, postanowił sięgać w stronę najbrudniejszych i najcięższych wad oraz przywar. Na pewno każdy z Was miał w swoim życiu przynajmniej jedną traumatyczną letnią przejażdżkę autobusem bez klimatyzacji, w pełnym ścisku, w towarzystwie wachlarza aromatów, które przyprawiały Was o mdłości. Kiedy patrzę na obraz Linkego to aż wzdrygam się na myśl o tej „piekielnej” podróży. Tam jest gorzej niż w podmiejskim kursie na wieś, tam cuchną nie tylko pachy, ale też wszystkie grzechy, wady i ludzkie zaniedbania.
„Autobusem” malarza jadą dosłownie wszyscy: człowiek-flaszka w czapce krakowskiej, kobieta kradnąca żywność, urzędnik bez głowy siedzący na stercie papierów, ksiądz z monetami zamiast oczu. Jest też Stalin, którego obecność sugeruje zwrócić się również ku politycznej wymowie dzieła i postrzegać je jako wyraz sprzeciwu wobec panującego systemu. Społeczeństwo staje na głowie, obserwujemy jego degenerację oddaną w tym przypadku bardzo dosłownie, poprzez fizyczny rozpad i rozkład ciał. Tam już nie ma ludzi, są niby ludzie-widma, zmanipulowani, otumanieni, pozbawieni celu i sensu życia, jadący donikąd.
Linke tylko na pozór zobrazował odległe czasy komunistycznej Polski. Ten autobus wcale się wtedy nie zatrzymał, wręcz przeciwnie, on jedzie dalej, kto wie, być może jeszcze szybciej, ze stale rosnącą liczbą pasażerów. Niestety, bardzo przykro to przyznać, ale ciężko o bardziej dosadną i trafną ocenę zachowań i zjawisk, z którymi spotykamy się również w naszych czasach. „Autobus” jest w swojej wymowie uniwersalny, podobnie jak uniwersalne są wszystkie te złe i obrzydliwe rzeczy, wpisujące się, niestety na stałe, w pejzaż naszej codzienności.
Malarstwo Wojciecha Bronisława Linkego definiowane jest jako realizm magiczny, bądź realizm z elementami surrealizmu, najtrafniejsze jednak wydaje się mi stwierdzenie, że to realizm Linkego, a więc jedyny taki, mocny, z silnymi akcentami ekspresyjnymi i groteskowymi, których rolą jest podkreślenie i uwypuklenie poruszanego problemu. Chciałabym napisać, że to malarstwo oniryczne, senne wizje artysty, niemające pokrycia w tym, co rzeczywiste. Chciałabym, ale nie mogę, bo świat, który kreuje malarz jest przerażająco aktualny i prawdziwy.