Znajomy ostatnio zapytał:
„Kiedy jesteś na wystawie np. malarstwa lub fotografii, i stoisz przez obrazem, to o czym wtedy myślisz? Jak wygląda Twoja kontemplacja dzieła? W jaki sposób analizujesz, a jeśli nie analizujesz, to… no właśnie, co?”
Zdenerwowałam się. Serce zaczęło bić szybciej, ręce zaczęły się pocić, a ogarniająca panika niebezpiecznie zalało całe ciało. Jak ja zwiedzam, no właśnie, jak ja zwiedzam? Przecież ja się nigdy nad tym nie zastanawiałam, nie czytałam poradników, nie chodziłam na żaden kurs, nikt mi tego nigdy nie objaśnił, nie otrzymałam też tajemnej wiedzy z pokolenia na pokolenie. A co, jeśli robię to źle? Teraz mam się do tego przyznać i wszystko wyjdzie na jaw?
Żartuję, nawet przez sekundę tak nie pomyślałam, chociaż faktem jest, że nigdy nie analizowałam swojego sposobu zwiedzania i nie miałam jeszcze okazji, żeby go jakoś ubrać w słowa. Nigdy nie było takiej potrzeby. Nigdy też nie miałam określonego systemu, czy planu działa, bo wszystko zawsze dzieje się w tej kwestii bardzo spontanicznie.
Odpowiadając na pytanie, właśnie tak zwiedzam – spontanicznie, na wyczucie, szybko. Chyba za szybko. Aż głupio się przyznać, ale od kiedy pojawił się mój syn wiele rzeczy staram się robić szybko: jeść szybko, załatwiać rzeczy szybko, biegać po mieście szybko, również zwiedzać szybko. Bo czasu mało, bo zaraz się obudzi, bo grafik dnia jest napięty i nie narzekam na nadmiar wolnego czasu. To nie jest, niestety, przykład do naśladowania, ale nie będę Wam mydlić oczu, że kontempluje każdy detal i wpatruję się w każde dzieło sztuki.
Odkąd pamiętam, zwiedzając, nastawiam się głównie na przeżycie. Wiadomo, jeśli jest okazja to staram się również dowiedzieć czegoś nowego. Czytam więc wszystkie dodatki, podpisy, staram się nie pomijać plansz towarzyszących, na których zawarte są zawsze cenne informacje nakreślające najważniejsze informacje i konteksty. Robię to wszystko, a przynajmniej się staram, bo czasami ciężko jest się odpowiednio skupić, ale i tak w głównej mierze na wystawie poszukuję emocji. Nie, źle to ujęłam, to nie są poszukiwania, to po prostu działa jak magnes – albo jakieś dzieło sztuki mnie zachwyci, albo nie. Ta chemia rodzi się instynktownie, dokładnie tak, jak między ludźmi. Niektórzy nas zachwycają już od pierwszego wejrzenia, inni wręcz przeciwnie, a jeszcze inni trochę intrygują, chociaż nie jesteśmy pewni, czy to sympatia, czy nie.
Niektóre dzieła sztuki do mnie mówią. Super, w końcu to z siebie wyrzuciłam, po 4 latach pisania bloga napisałam publicznie, że słyszę głosy przedmiotów, uf. Mamy to już z głowy. To właśnie przy tych gadających przykładach spędzam na wystawach najwięcej czasu. Jak? Po prostu: patrzę, czuję, przeżywam. Zachwycam się różnymi rzeczami: barwą, fakturą, rysunkiem, kompozycją, tematem, sposobem ujęcia danego motywu, ekspresją – tym wszystkim, co mnie w danym dziele sztuki urzeka. To są rzeczy zmienne, ciężko o jeden uniwersalny schemat, który podpowie jak to robić, żeby było dobrze.
Rozumiem wszystkie obawy związane z tym jak zwiedzać. Niektórzy boją się, że jak zobaczą wystawę za szybko, to wyjdą na ignorantów, bo przecież wypada każde dzieło dokładnie poznać i skomentować. Inni obawiają się, że oglądają sztukę za wolno. To nie żart, kiedyś czytałam o dziewczynie, która została przez obsługę muzeum posądzona o to, że chce ukraść obraz, bo stała przed nim za długo. Lęk wiąże się też z faktem, że coś może nam się nie spodobać, a przecież innym się podoba, albo, że czegoś nie zrozumiemy, nie dostrzeżemy tego, nad czym inni będą piać z zachwytów.
I ja Wam na to wszystko napiszę: nic nie szkodzi. Może to mało profesjonalna rada, ale to będzie jedyna słuszna rada: Olejcie to.
To Wy zwiedzacie, to chodzi Wasz odbiór, Wasze przeżycie, Wasz poświęcony czas. Jakkolwiek tego nie zrobicie będzie dobrze, bo będzie po Waszemu. Jedyne co mogłabym Wam doradzić, i to będzie rada, którą kieruję również do samej siebie, to czasami spróbujmy zwiedzać trochę wolniej. To trudne, czasami bardzo trudne, ale to zaowocuje, bo czas bardzo często odsłania przed nami rzeczy, których w pośpiechu nie jesteśmy w stanie dostrzec. W najbliższą sobotę szykuje się doskonała okazja – wiele instytucji kulturalnych w Polsce włączą się do ogólnopolskiej akcji Dzień Wolne Sztuki. Muzea przez godzinę (wszystkie w tym samym czasie, w południe), będą prezentować tylko 5 dzieł sztuki, właśnie po to, aby się im dokładniej przyjrzeć. Jeśli macie możliwość wziąć udział w tej akcji to bardzo gorąco Was do tego zachęcam. Obiecuję, że to będzie naprawdę dobrze spędzona godzina.
Ilustracje: litografie Honoré Daumiera