Wpis powstał w ramach płatnej współpracy
z Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie
282 prace na płótnach, bo tyle liczy malarski dorobek Kirszenblata, opowiadają historię sztetla w przedwojennym Opatowie (niedaleko Kielc). Historię miejsc, ale przede wszystkim ludzi. Historię codzienną, zwyczajną, a jednocześnie wyjątkową, przepełnioną tym, co dla każdego człowieka ważne, a przez to zapamiętane.
Majer Kirszenblat (1916-2009) dzieciństwo i nastoletni czas spędził w Opatowie, w społeczności sztetla Apt. W 1934 roku wraz z rodziną wyemigrował do Toronto w Kanadzie i tam spędził resztę życia. Sztuką zajął się dopiero w wieku 74 lat w sposób intuicyjny – wynikający z wewnętrznej potrzeby, ale bez warsztatowego przygotowania. Jego świat malarski ma źródło w jego wyjątkowej pamięci. To świat odtwarzany ze wspomnień, zaskakująco żywych, emocjonalnych urywków, łączonych ponownie w całość poprzez rysunki i obrazy. Majer nie odtworzył świata, który w naturalny sposób uległ przemianom i przekształceniom, ale utrwalił to, co zostało, w sposób nagły i brutalny, przerwane – w 1942 roku niemal wszyscy Żydzi stanowiący ok. 60 % przedwojennej ludności Opatowa zostali zamordowani na miejscu, lub w obozach pracy, do których ich wywieziono. Historyczny kontekst nadaje sztuce Kirszenblata jeszcze większy ciężar i podkreśla niezwykle cenną, wręcz trudną do przecenienia próbę utrwalenia tego, co bezpowrotnie zniknęło fizycznie oraz nieprzerwanie zanika także w niematerialny sposób.
Jak opowiedzieć o tym, co nieobecne?
W opowieści o Majerze, bardzo ważną rolę odgrywa jego córka, Barbara Kirshenblatt-Gimblett, antropolożka, która od 1967 roku przeprowadzała wywiady ze swoimi rodzicami do końca ich życia. W przypadku ojca, dodatkowo nalegała, żeby zaczął rysować to, co pamięta o życiu w Polsce[1]Katalog wystawy „(po)żydowskie. Sztetl Opatów oczami Majera Kirszenblata”, Muzeum Historii Żydów Polskich, Warszawa 2024, s. 48., szczególnie, że uzdolniony manualnie i wrażliwy estetycznie Majer, nierzadko posiłkował się w czasie rozmów z córką szybkimi szkicami. To, czego nie mógł dopowiedzieć, dorysowywał[2]tamże, s. 50..
Pomysł z malarstwem przez długi czas spotykał się z jego mocnym sprzeciwem, nie pomogły nawet profesjonalne lekcje, które żona Majera sprytnie opłaciła z góry, dzięki czemu przez chwilę na nie uczęszczał. Majer należał do osób, których sztywna edukacja mocno ograniczała, wciskała w ramy, których nie potrzebował, zwłaszcza jako twórca, dla którego „aktywatorem” było unikalne, niczym niemierzalne wspomnienie. Przełom nastąpił w 1990 r., gdy Majer zgodził się namalować dla swojej córki wspomnienie opatowskiej kuchni.
Mój pierwszy obraz przedstawia kuchnie mojej matki. Wybrałem ten temat na prośbę córki. Chciała wiedzieć, jak wyglądała nasza rodzinna kuchnia w danym kraju. Przez wiele lat po prostu jej opowiadałem. Potem namalowałem sceny z wnętrza domu, a później to, co działo się na zewnątrz, sceny z innymi ludźmi. (…) tak oto zacząłem malować życie żydowskie w Opatowie[3]tamże, s. 93..
Tak zaczęło się to niezwykłe przedsięwzięcie twórcze, które z czasem nabierało rozmachu i utwierdzało Majera w przekonaniu, że to, co robi jest dobre i potrzebne. Od tamtej pory rozmowy z córką nabrały innego wymiaru, ojciec mówił chętniej, a ważnym dodatkiem do opowieści stało się omawianie stworzonych obrazów. W efekcie wszystkie transkrypcje wywiadów oraz notatki Majera złożyły się na książkę „Nazywali mnie niesforny Majer Żydowskie dzieciństwo w Polsce przed Zagładą. Wspomnienia malowane” wydaną w 2007 roku w Berkeley w Kalifornii, a w Polsce w 2023 roku z inicjatywy Muzeum Polin (link do książki).
Malarstwo, jako skarbnica pamięci
Zagłębianie się w obrazy Majera jest doświadczeniem wielowymiarowym. Artysta zdaje się zapraszać nas na przedwojenny spacer po mieście, jest jednak przewodnikiem szczególnym: nie wybiera tego, co najciekawsze czy najbardziej imponujące, ale opowiada o wszystkim, co bliskie i ludzkie. To sztuka pozbawiona tabu czy wartościowania. W świecie nastoletniego Majera, przemierzającego ulice Opatowa zazwyczaj w niebieskim, szkolnym mundurku, wszystko jest godne odnotowania: dzień na targu, ubój zwierząt, kobiety w mykwie, przyjazd cyrku, prostytutki na rynku, wigilia czy egzekucja w Szydłowcu. Bohaterami wydarzeń są na ogół inni, nie on sam. Majer przyjmuję pozycję z dystansu i niczym czujny reporter opowiada z ukrycia.
Maluję sceny tak, jak je zapamiętałem jako dziecko. Dlatego na moich wczesnych obrazach pokoje są ogromne, a ja taki mały. Nie chcę stawiać siebie w centrum uwagi, lecz malować życie takim, jakie było[4]tamże, s. 103..
Jego prace to jednak coś więcej niż reportaż. To, co maluje jest głęboko przesycone osobistym doświadczeniem, wydobywa się wprost ze „skarbnicy pamięci”, bo właśnie takim mianem Majer (bardzo słusznie) sam siebie określał[5]tamże, s.95.. Świadome zanurzanie się w przedwojennych wspomnieniach z pewnością naznaczone było dużym ciężarem emocjonalnym, tym większa wdzięczność, że artysta, w pełni świadom wartości swojej pracy, ale też jej ceny, na taki krok się zdecydował.
Kiedy mam zacząć nowy obraz, myślę o nim. Kładę się i marzę. Zalewają mnie wspomnienia, a ja podążam za nimi. Czasem trudno mi zacząć. Nachodzą mnie obawy, nie mogę w nocy spać. Co jakiś czas schodzę do mojego studia i patrzę. Czy dobrze to zrobiłem, czy źle? Kiedy jednak już zacznę, nie mogę przestać. Myślę tylko, co będzie dalej. Jak to wyjdzie? Pytam sam siebie: „Czy potrafię to zrobić lepiej[6]tamże, s.18.”?
Artysta osobny
Estetyczna warstwa obrazów Majera jest zaskakująca. Jako artysta osobny (intuicyjny, wernakularny)[7]tamże, s.104. tworzył w konwencji dalekiej od akademickiej poprawności, mając przy tym pełną świadomość artystyczną. Jego prace zdradzają wrażliwość na kolor, formę. Widać też, że na przestrzeni lat, malarz się zmieniał i dojrzewał plastycznie. Chociaż twórczość Majera z naszego punktu widzenia naznaczona jest ciężarem Zagłady, to świat, który oglądamy w jego obrazach jest pełen życia, anegdot i żywej historii. Majer maluje z wielką swadą i humorem, a jego doświadczenie zapamiętanej rzeczywistości w dużej mierze opiera się na zmysłach: jego obrazy smakują, pachną, bywa, że niemal słyszymy ich rozmaite dźwięki. Artysta jest w tym wszystkim bardzo drobiazgowy: stosuje uproszczenia stylistyczne, ale dba o scenograficzną wiarygodność, uwzględniając topografię miejsc i obecność przedmiotów. Całość składa się na wyjątkową wizję sztetla, jako społeczności funkcjonującej na pewnych zasadach, posiadającej swój rytm i określone systemy: wartości, powiązań, relacji, moralności. Im bardziej zagłębiamy się w wielowymiarowość tego malarstwa i dostrzegamy mnogość informacji, która się w nim kryje, tym bardziej czujemy, że Majer, a tym samym jego sztuka to rzeczywiście nieoceniona „Skarbnica pamięci”.
(po)ŻYDOWSKIE. Sztetl Opatów oczami Majera Kirszenblata
Niezwykła kolekcja prac Majera Kirszenblata została przekazana przez rodzinę Kirszenblat do zbiorów Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie, a jej część można oglądać na trwającej do 16 grudnia wystawie pt. (po)ŻYDOWSKIE. Sztetl Opatów oczami Majera Kirszenblata. To jedna z lepszych ekspozycji, jaką miałam przyjemność oglądać w tym roku. Jest klarowna, podzielona na kilka części tematycznych, których tytuły zaczerpnięte zostały z poezji Jerzego Ficowskiego. Prócz wielu poruszających prac Majera na ekspozycji pojawiają się też judaika i rozmaite materiały archiwalne, będące namacalnymi, niemymi świadkami tego, co nieobecne i zapomniane. Ogromne wrażenie robi fakt, że wolnostojące ścianki wystawiennicze zostały wykonane z drewna pochodzącego z m.in. opatowskiego budynku zawalonej szkoły, w której uczyły się polskie i żydowskie dzieci[8]s. tamże, 28.. Po jednej ich stronie kryje się opowieść o tym, co żydowskie, po drugiej aktualne spojrzenie na miejsca i budynki, naznaczone przedrostkiem (po)[9]tamże, s.29.. Na zwiedzających czeka też wzruszający film, prezentujący wizytę malarza w Opatowie i rozmowę ze starszymi mieszkańcami miasta. Przestrzeń wystawy jest bardzo przyjazna dzieciom, które mają możliwość włączyć się w interaktywne działania i zwiedzać z ciekawym audio przewodnikiem, którego narratorem jest mały, ciekawy świata Majer. Zdecydowanie warto zaopatrzyć się w towarzyszący ekspozycji katalog, bogaty w niezwykle ciekawe teksty, stanowiące świetne uzupełnienie wizyty w Muzeum i pozwalające jeszcze lepiej poznać artystę (do kupienia tutaj).
Coś więcej, niż wystawa
Warto podkreślić, że zespół kuratorski podjął się wymagającej pracy badawczej w terenie dotykającej szeroko twórczości Kirszenblata. Zdecydowano się spojrzeć na Opatów zarówno oczami ludzi „z kiedyś”, jak i „z teraz”. Czy w mieście wciąż żywe jest (po)żydowskie wspomnienie? Jak obecnie wyglądają miejsca, o których opowiada w swoich pracach Majer? Opatów jest w tym przypadku miastem wzorcowym – sztetlów taki jak Apt, było w Polsce wiele i chociaż nie każde ma swojego Majera, to w każdym z tych miejsc mieszkańcy mają wielką moc przypominania o historii żydowskich społeczności. Po wystawie ogarnęła mnie garść refleksji związanych z siłą ludzkiej pamięci, ale i ogromna wdzięczność m.in. za aktywnie działający Sądecki Sztetl, a także inne inicjatywy w moim Nowym Sączu, które nie pozwalają nam, mieszkańcom tego miasta zapomnieć o jego wielokulturowej, żydowskiej historii i ludziach, którzy tę historię tworzyli. Ta wystawa w piękny sposób prowokuje do zadawania sobie w głębi serca pytania o znajomość historii miejsca, w którym żyjemy. „Skarbnica pamięci” czasami jest bliżej, niż by się nam mogło wydawać, trzeba tylko rozejrzeć się uważnie wokoło i spróbować dojrzeć to, co na pierwszy rzut oka niewidoczne.
„(po)ŻYDOWSKIE. Sztetl Opatów oczami Majera Kirszenblata
Muzeum Polin w Warszawie
do 16 grudnia 2024
kuratorki: dr Natalia Romik, dr Justyna Koszarska-Szulc we współpracy z prof. Barbarą Kirshenblatt-Gimblett