Polska szkoła plakatu: O doskonałym plakacie artystycznym w naszym kraju

 

Andrzej Pągowski, Papierosy są do dupy, 1996

 

Już od jakiegoś czasu przyglądam się plakatom filmowych i teatralnym, które powstają współcześnie. Myślę, że przeszłabym koło tych, nudnych na ogół prac obojętnie, i tak już znieczulona przecież wszechobecną tandetą uderzającą z wielu reklam i brzydkich ulotek, ale kiedy sobie pomyślę, jakie wspaniałe rzeczy robiliśmy kiedyś, my Polacy w dziedzinie plakatu, to po prostu nie mogę się pogodzić. 
 
W moim przypadku wszystko zaczęło się od Pana Ryszarda Kai i jego pięknej serii o nazwie „Plakat – Polska”. Zachwyciłam się mocno jego patrzeniem na świat: syntetycznym, pełnym aluzji i symbolu, umiejętnie przenoszonym na plakatową przestrzeń. Właśnie wtedy, szperając w źródłach i książkach zdałam sobie sprawę, że Pan Kaja robi coś, co obecnie wydaje się mocno elitarne w dziedzinie plakatu a co kiedyś, zwłaszcza w latach 50. i 60. XX wieku był dla sztuki polskiej zjawiskiem bardzo powszechnym, przynoszącym powód do dumy i międzynarodowej sławy. „Polska szkoła plakatu”, bo właśnie taką nazwę przyjęto na określenie grupy artystów tworzących plakatowe cuda, tworzyła coś, co teraz uznalibyśmy za towar luksusowy i niedostępny – plakaty artystyczne, takie, które bez żadnych wątpliwości można uznać za pełnowartościowe dzieła sztuki. Choć umowni członkowie grupy prezentowali bardzo różną i często indywidualną stylistkę prac, posiadali kilka cech wspólnych, takich jak oszczędność formy, lapidarność, umiejętna synteza i trafna aluzyjność. Sam plakat, jako osobna dziedzina sztuki pojawia się we Francji już od czasów Toulouse-Latreca, w Polsce nabierając rumieńców od końca lat 40. XX wieku. Wtedy też Henryk Tomaszewski zatriumfował na Wiedeńskiej Wystawie Plakatu Filmowego otrzymując aż pięć pierwszych nagród.


Henryk Tomaszewski, Ars Erotica, 1994
 
 
Witold Górka, Kabaret, 1972

Z biegiem czasu  i pojawiającą się coraz to większą liczbą świetnych prac, szkoła plakatu nabierała rozpędu dochodząc do wizualnej perfekcji. Między innymi to spowodowało, że właśnie w naszym kraju od 1966 rozpoczęto organizację Międzynarodowego Biennale Plakatu – pierwszej tego typu cyklicznej imprezy na świecie. Pionierami byliśmy również jeśli chodzi o działalność wystawienniczą tworząc w 1968 roku Muzeum Plakatu w Wilanowie. Dobre projekty się mnożyły a muzea, teatry i kina wręcz rywalizowały ze sobą w zlecaniu wykonania plakatów coraz to zdolniejszym i rozwijającym się artystom. Ten naprawdę piękny okres zaowocował w sławne nazwiska takie jak Jan Lenica, Eryk Lipiński, Jan Młodożeniec, Franciszek Starowieyski, Wojciech Zamecznik i wiele wiele innych. W latach 70. XX wieku zadebiutowało także nowe pokolenie świetnych grafików, wśród których wymienia się m.in. Rafała Olbińskiego, Andrzeja Pągowskiego, Wiesława Wałkuskiego czy Jana Sawkę – jednym słowem czas płynął, a polski plakat wciąż triumfował i odnosił spore sukcesy. 


Wiesław Wałkuski, plakat do filmu Bez twarzy, 2001


Wspomniany przeze mnie na wstępie Ryszard Kaja zdaje się reprezentować najmłodszą grupę kontynuatorów polskiej szkoły, która choć wciąż jeszcze aktywna, została z piedestału zepchnięta do plakatowego podziemia. Bo dobry polski plakat się nie skończył. On żyje nadal, tyle, że kompletnie nieznany i nieobecny na ulicach naszych miast. Co w takim razie obecnie informuje nas o teatralnych i kinowych wydarzeniach? Zapytany o to Ryszard Kaja  w wywiadzie odpowiedział mi krótko: plakaty, które jakością wykonania czasami wydają się być gorsze od reklamy baleronu, powieszonej na słupie przed marketem. Takie, które Jego zdaniem obrażają tworzących w tej dziedzinie artystów. Patrząc na to, co możemy oglądać na ulicach naprawdę ciężko się z tym mocnym stwierdzeniem nie zgodzić. Nie ma co się czarować, plakat a raczej jednostki, które zlecają jego wykonanie poszły na ogromną „łatwiznę”. Nie zleca się już wykonania plakatu artyście, nie tworzy trafnych metafor – szuka się rozwiązań „instant”, na już, na szybko, na tacy. Pomyślałam, że może taka sytuacja spowodowana jest  wiecznie brakującymi pieniądzmi, w końcu kultura w Polsce cierpi ciągle na deficyt środków przeznaczonych na podstawowe działania, skąd wziąć więc fundusze na opłacenie artysty. Tak sądziłam, ale Pan Kaja wyprowadził mnie z błędu, zapewniając, że nie o pieniądze tu chodzi a o gust, który się nam po prostu paskudnie zepsuł. Niesprawiedliwie byłoby jednak napisać, że wszystkim. 


To bardzo pocieszające, że wciąż wśród tych nudnych „dłoni w majtkach” które informowały o ostatnim kontrowersyjnym spektaklu „Śmierć i dziewczyna” są nadal prace świeże, ciekawe i zasługujące na miano wartościowych. Przecież my lubimy kontrowersje, prowokacje i chcemy, żeby takie rzeczy powstawały, dlaczego jednak mamy obniżać sobie estetyczną i artystyczną poprzeczkę? Wystarczy sięgnąć do pięknych albumów, takich jak np fantastyczny „Ach! Plakat filmowy w Polsce” wydany przez Wydawnictwo Bosz, dzięki któremu zagłębiłam się w tematykę plakatu i nacieszyłam oczy świetnymi reprodukcjami. Tam aż roi się od prac świetnych formalnie, mocnych i błyskotliwych – to pozycja obowiązkowa na waszych półkach! „Dobra sztuka powinna być reklamowaną sztuką” – tak powiedział mi Pan Ryszard Kaja, a ja podpisuję się pod tym obiema rękami, chociaż tą prawą za bardzo nie potrafię.




                Ach! Plakat filmowy w Polsce, Wydawnictwo Bosz, 2013

              






Strona z albumu Ach! Plakat filmowy w Polsce, Wydawnictwo Bosz, 2013





Mieczysław Wasilewski, Plakat do wystawy Bruno Schultza w Lipsku, 1996





Amelia, Leszek Żebrowski, 2009



Andrzej Pągowski, Dziecko Rosemary, 1968

 

 
 

Mogą także Ci się spodobać