Muzeum jest mi bardzo bliskie, zarówno jako instytucja w której pracuje, jak i przestrzeń w obrębie której wpatruję się w prezentowaną sztukę. Sale ekspozycyjne mają w sobie coś z atmosfery sacrum, są miejscem, które niczym świątynie przechowują cenne relikwie, księgi i wizerunki świętych. Cykl „Muzeum” Mateusza Maliborskiego to bardzo dyskretny i intymny ułamek ekspozycyjnych przestrzeni, w którym zwiedzający uchwyceni zostali podczas kontemplacji i oglądania dzieł sztuki. Jego obrazy niczym szybkie, fotograficzne kadry z ukrycia, doskonale oddają atmosferę spokojnego zwiedzania w sytuacji chyba najbardziej pożądanej – bez tłumów i denerwującego ścisku. Na obrazach Maliborskiego zwiedzający mają pełen komfort obserwowania sztuki, nikt im nie przeszkadza, nawet sam artysta, który nie wkracza w ich przestrzeń i ogląda ich z ukrycia. Odpowiada mi bardzo obecna w dziełach pustka, przełamana jedynie niewielką sylwetką człowieka i wiszącymi na ścianach obrazami. To, co widnieje na malowanych płótnach nie jest jednak istotne, ważniejsza jest tutaj więź z dziełem sztuki oraz, bardzo dobrze oddana, pusta, muzealna przestrzeń.