Tamtego sierpniowego dnia powietrze było wyjątkowo gęste i lepkie. Wspomnienie z Beskidu Niskiego

Sierpień. Palące słońce, powietrze gęste, wibrujące. Duszne, piękne lato. Tamtego dnia wybrałyśmy się na wycieczkę w Beskid Niski. One już tam kiedyś były, ja – aż wstyd się przyznać – jeszcze nigdy, chociaż słyszałam o tym miejscu same dobre, wręcz wspaniałe rzeczy.

Przemierzyłyśmy kilka, kilkanaście kilometrów w pełnym słońcu. Opaliłam sobie ramiona i kark, pamiętam, że cieszyłam się na tę dojrzewającą czerwień, w końcu to jeden z przyjemniejszych dowodów na ciepłe i słoneczne lato. Pamiętam również niezwykłą lekkość głowy, która pozwalała mi się w pełni cieszyć chwilą i cudownymi krajobrazami. Pejzaż Beskidu Niskiego jest wyjątkowy i w tej wyjątkowości kryje się także przejmująca historia Łemków, którzy tuż po wojnie zostali stamtąd masowo deportowani za sprawą akcji „Wisła”. Bardzo trudno sobie wyobrazić, że na tych pustych, zarośniętych łąkach tętniło kiedyś życie. Gdzieniegdzie tylko można dostrzec subtelne, zacierające się ślady ludzkiej obecności w postaci fragmentu muru domostwa czy malowniczych, kamiennych krzyży, rozsianych po całej okolicy. Piękny i bolesny widok.

 

 

Dochodziła czwarta po południu. Upał dawał się nam we znaki, byłyśmy już trochę zmęczone. Usiadłyśmy w cieniu tuż pod bramą cmentarza z czasów I wojny światowej. Po naszej lewej stronie znajdowało się cerkwisko z nikłymi śladami po dawnej cerkwi, która ulokowana została w naszym nowosądeckim skansenie. Lepkie i gorące powietrze przytulało się do nas mocno z każdej strony, czyniąc z naszych spoconych ciał łasy kąsek dla wszelkiego latającego życia. Dźwięk owadów rozbrzmiewał intensywnie wśród tej głębokiej ciszy, która, chociaż powinna wydawać się kojąca, niosła ze sobą bliżej nieokreślony niepokój.

 

– Czuć coś dziwnego w tym powietrzu – rzuciła jedna z nas i nagle wszystkie zrozumiałyśmy, że właśnie tam, pod bramą cmentarza uderzyła nas wzbierającą, coraz to głośniejsza, uporczywa nieobecność. Żadna z nas nie próbowała ubrać tego w słowa, ale każda wiedziała, że nawiedziło ją dokładnie to samo szalenie niepokojące przeczucie. Pamiętam tamten moment dokładnie, smakował potem i krwią, płynącą z pękniętej wargi. Pomimo trzeźwości umysłu, mogłabym przysiąc, że przez moment słyszałam płynące z oddali dźwięki życia na wsi: dziecięcy gwar, gdakanie kur, hałas codziennej pracy, cichy szept wieczornej modlitwy. Ale nikogo tam nie było. Nikt już nie płakał, nie śmiał się, nie przeklinał, nie kochał. Nikt nie oddychał.
***

Minęło już tyle miesięcy, zmieniła się pora roku, a ja na samo wspomnienie tej wycieczki czuję w ustach znajomy smak potu i krwi. Za ożywienie tych emocji dziękuje Irkowi. Uczynił to zupełnie nieświadomie za sprawą tego filmu, w którym wspomniał o swojej wizycie w Beskidzie Niskim.

Mogą także Ci się spodobać