Potrzeba ciągłych transformacji. O sztuce Piotra Pasiewicza

 

Jeśli miałabym wskazać co mnie najbardziej urzeka w sztuce Piotra Pasiewicza to z pewnością byłby to ogromny indywidualizm i unikalny język plastyczny. Piotr  jest niespokojnym duchem, który ciągle poszukuje nowego i to nowe przybiera coraz to ciekawsze formy. Jego twórczy świat jest w dużej mierze organiczny, przywodzi na myśl bliżej nieokreślone twory z pogranicza biologii i wyobraźni. Sztuka Pasiewicza zdaje się żyć, pulsować. Ten dynamizm przejawia się zarówno w pracach monochromatycznych, jak i w tych operujących ekspresyjnym kolorem. Lubię tę energię i estetykę, nawet jeśli nierzadko wzbudza niepokój czy wywołuje uczucie subtelnego dyskomfortu, wynikające z braku jasnych i oczywistych skojarzeń. Piotr jest szczery i prawdziwy, nie interesują go mody, nie podąża z falą, nie ucieka na „skróty”. Dawno nie rozmawialiśmy, dlatego postanowiłam podpytać go o parę istotnych kwestii związanych z jego twórczością.

 

Piotr, jak się czujesz? Pytam o Twoje samopoczucie mając na względzie zwłaszcza ostatnie okoliczności: pandemię, ograniczenia społeczne czy, szerzej ujmując, nową rzeczywistość, w której się znaleźliśmy. Czy ta sytuacja wpłynęła jakoś szczególnie na Twoją twórczość?

Piotr Pasiewicz:  Kiedy zaczęła się pandemia, to już ponad rok temu, śledziłem, chyba jak większość ludzi, napływ informacji z różnych mediów, nie zdając sobie sprawy do jakich rozmiarów to wszystko może urosnąć. Obserwowałem, jak wszystko rozwijało organicznie, powodując całkowitą destabilizację społeczeństwa, jednocześnie pokazując, że jako społeczeństwo w ogóle nie jesteśmy na to gotowi.

Cały ten uniform maseczkowy przez zakrycie twarzy pozbawił ludzi cech indywidualnych czy osobowościowych. Kiedy widzisz na ulicy ludzi, często podobnie ubranych, w identycznych maseczkach szpitalnych odnosisz wrażenie, że wszystko się ujednoliciło, straciło indywidualny charakter. Jeśli dodać do tego wszystkiego radiowozy i komunikaty, które były wszechobecne na początku wybuchu pandemii otrzymamy naprawdę mroczną wizję rzeczywistości.

Zauważyłem, że ludzie tracą możliwość decydowania o swoim losie, ustawy ograniczają i zaciskają wolność w podejmowaniu decyzji. Jako człowiek dbający o swoją suwerenność, wolność słowa i swobodę obywatelską, patrzę na dekonstrukcje państwa, idącą w coraz większy mrok. Rzeczywistość krzyczy, niestety rządzący nie słyszą krzyku. W mojej twórczości zawsze niepokój przekształcał się w metafizyczny dźwięk czasu, w którym żyjemy, więc na pewno cała ta sytuacja wpływa w pewien sposób na mój stosunek do świata, jednak nie wpłynęła znacząco na mój język artystyczny. W tej całej mrocznej wizji świata cieszy mnie nadejście wiosny, nozdrza tęsknią za zapachem rozbudzającej się natury.

 

Linoryt +

Jesteś grafikiem, malarzem, performerem, autorem realizacji w przestrzeni miejskiej – Co ostatnio dominuje w Twojej sztuce?

Piotr Pasiewicz: Dominuje natężenie energetyczne, które przekształcam w kompozycje plastyczne. Chęć, pragnienie i potrzeba zmian uwidaczniają się w technice, którą w danym dniu się posługuję. Ostatnio dominują obraz, płótno, farba i intensywny kolor, który dąży do istoty stałego. Zmienność, tak jak w życiu jak i w sztuce przedłuża naszą przytomność i życiodajność. Bezczynność daje bezsilność, dlatego moja twórczość opiera się na ciągłych transformacjach. Mógłbym podsumować to, określając wszystkie środki ekspresji, którymi się posługuje, jako „obraz otwarty”. Trudno opisać to pojęcie w kilku słowach, widzę to jako część całości, która wciąż podlega transformacji, nie daje się domknąć. Dlatego też nie ma znaczenia czy akurat maluję, tworzę grafiki czy nagrywam wideo-performance, bo to w gruncie rzeczy ten sam otwarty obraz rzeczywistości, w której się znajduje.

fot. Dorota Pasiewicz

Obserwując Cię w sieci, stwierdzam, że jesteś niespokojnym duchem, niecierpliwym, ekspresyjnym. Jak to się przekłada na Twoją twórczość? Tworzysz pod wpływem impulsu, chwili, czy wszystko ma swoje miejsce, swój ład?

Piotr Pasiewicz: Staram się tkwić w teraźniejszości, cały czas jestem niespokojny bez względu na panującą sytuację. Przekształcam ten niepokój w działania plastyczne. Nie jest to ani impuls ani odgórny ład, po prostu trwam i reaguje na to, co mnie otacza. Trzeźwość umysłu nadaje temu wszystką strukturę, jednak nic nigdy nie jest zaplanowane do końca, czasami mam wrażenie jakbym ciągle pracował nad tą samą formą, ale ponieważ rzeczywistość podlega ciągłej zmianie, forma nie może pozostawać stała. Nie pamiętam kogo jest ta konkretna myśl, ale wpisała się we mnie:

„Niech płonie starość tuż przed kresem dni. Walcz, walcz gdy światło traci moc!”

Linoryt +

 

Moje twory wyobraźni są nacechowane witalną siłą, niepokojem nocy, gestem energetycznym. Interesują mnie rzeczy tak jak to dobrze napisała Olga Tokarczuk w swojej książce ‘Bieguni”:

„Mój zespół objawów polega na tym, że pociąga mnie wszystko to co popsute, niedoskonałe, ułomne pęknięte. Interesują mnie formy byle jakie, pomyłki w dziele stworzenia, ślepe zaułki. To co miało się rozwinąć, ale z jakichś względów pozostało niedorozwinięte albo wręcz przeciwnie, przerosło plan. Wszystko to, co odstaje od normy. To, co jest za małe albo za duże, wybujałe lub niepełne, monstrualne i odrażające. Formy, które nie pilnują symetrii, które się multiplikują, przerastają po bokach, pączkują lub przeciwnie, redukują wielość do jedności”.

W sztuce nie chodzi o odwzorowywanie, a o nadawanie wartości i znaczenia napotkanemu. Ważne jest, aby nie hamować się warsztatem, aktywizowanie jej jest punktem wyjścia do kreacji.

fot. Dorota Pasiewicz

Muszę przyznać, że jesteś wyjątkowo indywidualnym twórcą, a organiczne formy, którymi się posługujesz są jedyne w swoim rodzaju. Mimo to ciekawi mnie czy jest ktoś w świecie sztuki, kogo podziwiasz i kim się inspirujesz?

Piotr Pasiewicz: Mógłbym wymienić tu konkretnych artystów, których prace wydają mi się interesujące, jednak główny problem polega na tym, że moje postrzeganie tych artystów zmienia się wraz z rozwojem mojej świadomości jako twórcy. Bardziej od artystów inspiruje mnie otaczająca rzeczywistość, również ta plastyczna, z którą stykam się, kiedy podróżuje i oglądam wystawy. Ostatnio pojechałem do Wrocławia na wystawę Oberlander – Lebenstain, która okazała się rozczarowaniem, poszedłem więc zobaczyć stałą wystawę sztuki sakralnej w Muzeum Narodowym i tam się coś przede mną otworzyło. Spojrzałem na te obiekty zupełnie inaczej niż do tej pory, zaciekawiły mnie warstwy i struktury samego materiału, do tego ta wyuzdana prawda, groteskowość postaci, rozkład związany z upływem czasu. Wszechobecna deformacja…

Co jeszcze stymuluje Cię do działania w procesie twórczym?

Piotr Pasiewicz: Życie to kadr, cały czas mamy przed sobą wykadrowane życie. Tak się tworzy wysublimowany obraz. Władysław Strzemiński powiedział, że każda epoka oddaje swoja rzeczywistość. Wielu ludzi traktuje ją wyłącznie jako środek do celu, który nastąpi dopiero w przyszłości, tym samym wymyka im się to, co ja uważam za najcenniejsze. Kiedy jesteśmy tak bardzo obecni wytwarza się pewien potencjał, który rozprasza się w działaniu, dlatego myślę, że sednem mojego procesu twórczego jest uaktywnienie się, często poprzez rozrysowanie. To nadaje impuls do dalszej pracy, tworzenia, przekształcania, momentami nawet destrukcji.

 

Żeby powstało nowe stare musi umrzeć. Taki jest cykl życia i każda twórczość podlega tym prawom.

 

Wieloformy V

Czy wykonanie dzieła daje poczucie ulgi? Zawsze mnie to interesuje, czy akt twórczy i efekt pracy, zawsze przynosi ukojenie i jest dokładnie tym, czego się artysta spodziewa, czy jednak te wyniki czasami pozostawiają niedosyt, a idea w głowie nie znalazła przełożenia na płótnie/kartce/ścianie.

Piotr Pasiewicz: Twórczość nie polega na nasyceniu mojej próżności czy podbudowania własnego ego, ale wychodzi poza sam byt, sam proces jest nienamacalny i efemeryczny. Nie ma tu miejsca na typowe emocje takie jak ulga czy ukojenie, natomiast niedosyt wydaje mi się zupełnie obcym pojęciem.

 

Linoryt +

A kiedy wiadomo, że praca jest skończona?

 Piotr Pasiewicz: Kiedy forma przybiera równowagę, daje pewnego rodzaju konstans, kiedy widzę, że forma obrazu jest domknięta w danym momencie. Następnie jestem gotowy do rozpoczęcia nowej, która poniekąd jest kontynuacją poprzedniej formy lub w ogóle kontynuacją całości.

 

Linoryt +

 

Wieloformy XIV

Więcej na: http://pasiewicz.art/

 

Fot na okładce: Dorota Pasiewicz

Mogą także Ci się spodobać