Pamiętam, że, będąc nastolatką poznałam niemieckie słowo bad, określające niegdyś kurort bądź miejscowość uzdrowiskową. Brzmiało tajemniczo i rozbudzało we mnie potrzebę, żeby taki bad odwiedzić. Większość uzdrowiskowych miejscowości w Beskidzie Sądeckim (skąd pochodzę) miałam już „odhaczonych”, ale mi się marzył taki prawdziwy bad, (po)niemiecki. Po latach ten bad gdzieś mi umknął, całkiem zapomniałam o tej słownej fascynacji, aż pewnego, lipcowego dnia, dosłownie przed chwilą, dzięki wspaniałej inicjatywie Muzeum Porcelany w Wałbrzychu, trafiłam na kilka dni do Szczawna-Zdroju, czyli do Bad Salzbrunn.
Urokliwe jest to miejsce, chociaż w moim słowniku „urokliwe” nierzadko oznacza zarówno, to, co działa, jak i to, co nie działa zupełnie. Szczawno-Zdrój właśnie takie jest – bywa, że ma się dobrze, wciąż nęci swoim uzdrowiskowym nastrojem, oferuje dancingi i sprawia, że centrum miasteczka momentami wręcz roi się od kuracjuszy, ale jednocześnie (jak chyba każde uzdrowisko w naszym kraju) boryka się z nieuchronnością czasu, czego bolesnym, naocznym dowodem są sypiące się kamienice, niedokończone inwestycje budowalne czy fatalne remonty, które zamiast ratować, jeszcze bardziej szkodzą.
Jest jednak w tym miasteczku, w tym moim upragnionym badzie miejsce wyjątkowe, dla którego mogłabym tam wracać regularnie, nawet gdyby było jedyną atrakcją okolicy. To Hala Spacerowa i Pijalnia Wód, ulokowane w Parku Zdrojowym, w samym sercu uzdrowiska. Nie ukrywam, że na liście miejsc do zobaczenia miałam tę halę na pierwszym miejscu, szczególnie, że Muzeum zapewniło mi noclegi w hotelu znajdującym się po sąsiedzku, tak blisko, jak tylko się dało. Byłam tam popołudniu, byłam nocą i z samego rana – w zasadzie przy każdej możliwej okazji wstępowałam tam, choćby na moment, nie mogąc się tym miejscem w pełni nasycić.
Hala Spacerowa
Pierwsza Hala Spacerowa powstała w Bad Salzbrunn w latach 1829-1831 i otrzymała nazwę „Hala Elizy” na cześć księżnej Elżbiety Ludwiki Wittelsbach, która wraz z małżonkiem Fryderykiem Wilhelmem IV Hohenzollernem odwiedziła Szczawno w roku 1831 albo w 1934. Budynek (inspirowany halą uzdrowiskową w Wisbaden) spłonął w 14 marca 1893 roku, dlatego 3 lata później na jego miejscu powstał nowy, drewniany obiekt, który możemy podziwiać do dziś. Hala kilka lat temu przeszła generalny remont, który m.in. odsłonił piękną dekorację ścienną wykonaną w technice sgraffita, wykonaną w 1893 roku przez Hansa Rumscha[1]https://dolnyslask.travel/pijalnia-wod-mineralnych-szczawno-zdroj/. Kompozycja o tematyce alegorycznej najpiękniej prezentuje się w porannym świetle (ja poszłam tam o 7 rano i miałam ogromny komfort zwiedzania w samotności, nie licząc miłej ekipy sprzątającej, która czyściła piękną posadzkę).
Technika sgraffita stosowanego w architekturze polega, najogólniej określając, na wycinaniu bądź wyskrobywaniu rysunku w świeżej pobiale lub warstwie innego barwnika, pokrywającego tynk. W ten sposób powstaje dwukolorowa, czasem wielokolorowa kompozycja, zróżnicowana fakturalnie3. Sgraffito może być wykonywane bądź na tynkach barwionych, bądź na tynku barwy naturalnej [2]Marzanna Jagiełło-Kołaczyk, Sgraffito pod względem historycznym, technicznym, technologicznym i artystycznym, [w:] „Architectus”, 2003, nr. 1-2 (13-14), s. 49.
Zwiedzając Halę nie sposób pominąć wizyty w znajdującej się obok Pijalni Wód mineralnych. Dwukondygnacyjny budynek powstał pod koniec XIX wieku i wewnątrz oferuje wszystko to, czego oczekuje się od tego typu miejsca: kilka różnych ujęć leczniczej wody mineralnej, porcelanowe pijałki z dziubkiem, dużo zieleni i przestrzeni do siedzenia, gdzie przez chwilę należy robić absolutne nic. Przyznacie, że to brzmi jak doskonały plan na urlop, dłuższą kuracje, czy ogólnie, na życie.