Martwe natury uczą mnie pokory. Vanitas vanitatum

 

Jest taki stan, kiedy kwiat w momencie pełnego rozkwitu sięga zenitu. Kiedy wiadomo już, że dał z siebie wszystko i lada chwila zacznie zwijać się i kurczyć. Jego płatki powoli będą zmieniać kolor, a kwiat pochyli łodygę ku ziemi, tak, jakby dawał za wygraną i powoli przygotowywał się do momentu, gdy zupełnie bezradny opadnie na grunt, czy twardy parapet. 

 

Abraham Mignon, „Vanitas”, II poł, XVII wieku
 

 

Właśnie w ten sposób jawią mi się kwiaty w martwych naturach. Może to dziwne, wszak zamiast widzieć w nich życie, ja myślę tylko o tym, że śmierć dopadnie je szybko, tak, jakby czyhała już gdzieś za rogiem i jednym podmuchem zmieniała wszystko w pył. Nadal wierzę mocno, że wszystkie rzeźby ożywają, kiedy nikt na nie nie patrzy. Z kwiatami na płótnach jest podobnie – jestem pewna, że więdną każdej nocy, samotnie, w ciemnych, muzealnych salach. 

 
Jacopo de’Barbari, „Martwa natura z kuropatwą i żelaznymi rękawiczkami”, 1504
 
 

Ze wszystkich tych malarskich przedstawień i kompozycji, zwłaszcza barokowych, wysunąć można w zasadzie jeden główny wniosek: wszyscy umrzemy. To jest to słynne memento mori,  przypomnienie, że degradujący czas oraz śmierć nie ominą nikogo, traktując wszystkich niezwykle sprawiedliwie. Marność, właśnie tak brzmi nasze drugie imię. 

 
Philippe de Champaignes, „Vanitas- Martwa natura z czaszką”, 1671 r.
 

Świadomość przemijania często mnie opuszcza. Żyjąc z dnia na dzień, nie myślę o sobie w kategoriach rozpadu, a „jutro” wydaje mi się po prostu oczywistością. Proza życia bywa absorbująca, a problemy i codzienne obowiązki wyznaczają w miarę stabilny rytm egzystencji, w której na ogół brak miejsca na rozprawy o śmierci. 

 A później przypominam sobie o martwych naturach. Stare i zakurzone obrazy powtykane w magazynowe szyny, odświeżone kompozycje dumnie prezentujące się na salach ekspozycyjnych, słabej jakości reprodukcje wiszące od zawsze w korytarzu –  one wszystkie zdają się przypominać boleśnie, że z marnością życia niestety nie da się wygrać. Patrzę na nie, a one szepcą: pamiętaj, kwiat zawsze zwiędnie, bańka mydlana pęknie, piasek w klepsydrze szybko się przesypie. No i ty, ty też musisz pogodzić się z myślą, że to wszystko co tu masz, kiedyś i tak będziesz musiała zostawić. 

 

 

Mnie osobiście jest to bardzo potrzebne. W życiu często zakładam, że to, czego nie powiem dzisiaj, powiem jutro, a to, czego się teraz boję, odważę się zrealizować w innym momencie. Ale może tego nie zrobię, bo umrę, tak o, po prostu, bez żadnego owijania w bawełnę. Możecie uznać, że to banał. Nic nie szkodzi. Im starsza jestem, tym bardziej wierzę w moc truizmów, które sukcesywnie przywołują mnie do porządku.

Właśnie dlatego uważam, że o śmierci nie można myśleć codziennie, ale od czasu do czasu nawet potrzeba. 

 
Abraham Mignon, „Martwa natura z owocami, rybami i ptasim gniazdem”, II poł. XVII w.
 


Mogą także Ci się spodobać