Ta zmiana musi nadejść
Gdy jakiś czas temu rozmawiałam z Łukaszem na temat jego syntetycznych kwiatów, momentalnie przywodzących na myśl (zupełnie słusznie) malarstwo Nach-Samborskiego, wiedziałam, że jego styl, prędzej czy później, ulegnie transformacji. Nie da się tworzyć w cieniu wielkiego mistrza, nie da się czuć pełnej satysfakcji, gdy obrazy, swoją drogą bardzo dobre, nieustannie porównywane są do tych, spod pędzla Samborskiego. Łukasz mocno się bronił, że, owszem, nie zaprzecza, że ta inspiracja jest silna, ale, że to, co maluje posiada także jego własny pierwiastek. Wierzyłam, że tak jest, ale jednocześnie byłam pewna, że przyjdzie w jego młodej malarskiej karierze taki moment, gdy porzuci tę stylistykę, odsunie na bok fikusy na taboretach i wyruszy na poszukiwanie samego siebie w zupełnie nowej odsłonie.
Był taki moment, gdy Łukasz wrzucił do sieci obraz ze zwiędłym fikusem, monochromatyczny i przygnębiający. „Szuka” – pomyślałam i ucieszyłam się w duchu, bo czułam, że lada moment zobaczę coś, co mnie po prostu przekona, że się w tym wszystkim na nowo odnalazł. Stało się to niedługo po tym, gdy Łukasz ogłosił, że zupełnie rezygnuje z barw, na rzecz szarości i czerni. Nie ukrywam, że liczyłam na taki zwrot akcji, na jeszcze większe uproszczenia, na zwrot w stronę uczuciowości. To ciekawe, ponieważ wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Łukasz w latach 2014-2016 pracował w Zakładzie Karnym jako terapeuta zajęciowy i że wspomnienia z tamtych czasów odgrywały i będą odgrywać wielką rolę w kreowaniu jego malarskiej wizji.
Dochodziła 2 w nocy. Obudziła mnie cudowna wizja zakładu. Przyśniły mi się zwiędłe kwiaty i puste donice. Szybko stwierdziłem , że nie ma na co czekać. Zacząłem kreślić obraz, który zobaczyłem na powierzchni płótna. Tej nocy powstał zwiędły storczyk, który na pewno otwiera furtkę do moich dalszych poszukiwań malarskich.
Stało się
Nie pamiętam dokładnie, który to był ten nowy „pierwszy” obraz, ale gdy tylko go ujrzałam, stwierdziłam „uf, udało się”. Nie ukrywam, że kariera Łukasza stała się dla mnie, od momentu, gdy zobaczyłam jego zielone obrazy na aukcji, w pewnym sensie ważna i bliska. W takich okolicznościach, tym bardziej ucieszył mnie fakt, że dzieją się rzeczy nowe i że, w jakimś malutkim stopniu, jestem częścią tych zmian. Myślę, że Łukasz temu nie zaprzeczy.
Więzienne zapamiętywanie
Docieram na oddział. Znowu szaro i wszędzie ten metaliczny posmak, w ustach, w nosie i głucha cisza w uszach, oczywiście cisza przed burzą, bo to dopiero początek dni, a w zakładzie dzień jest długi i pełen niespodzianek. Nie da się tak po prostu zapomnieć tego widoku szarej architektury, a przede wszystkim szarości tych ludzi. Na tę szarość składa się smutek, żal, rozpacz, beznadzieja, można tak wymieniać… Nie mogłem jednak zapomnieć o tym, że cały czas jestem malarzem. Nie miałem pojęcia wtedy jak bardzo i w jaki sposób wpłyną na mnie obrazy, które zobaczyłem pracując w Zakładzie Karnym.
(…) Po kilku namalowanych obrazach doszedłem do wniosku, że jestem reporterem- malarzem, który piszę malując smutną historię życia ludzi pozbawionych wolności.
Smutek i ukojenie
Ten nowy świat, do którego obecnie zaprasza nas Łukasz ma w sobie wiele mroku. Nie mam tu na myśli jedynie dosłownej, nokturnowej ciemności, ale stan ducha i zbiór uczuć, jakie dość mocno wybrzmiewają z płócien. Uczucie odosobnienia, samotność, ale też niezwykły spokój i cisza – Łukasz z powodzeniem łączy to, co wprawia w stan nostalgii i smutku, z elementami, które niosą ukojenie. Urzekają mnie szalenie te wyważone proporcje, ponieważ dzięki nim obrazy Łukasza doskonale trafiają w moje gusta estetyczne oraz oddają w sposób niewerbalny, a przez to najbardziej trafny, moje tożsame stany emocjonalne. Czasami Łukasz maluje starą huśtawkę, kiosk, czasem osamotniony dom, ostatnio też wiele czasu poświęca na pejzaże wiejskie – wszystko to pełne jest metaforycznych odniesień do więziennych wspomnień i czynności.
„Odlot ptaków”, to tak naprawdę wyjście na wolność, „Powrót z pola” to w rzeczywistości powrót do celi ze spacerniaka. Pod pojęciem Kiosku należy rozumieć więzienna kantynę.
Co ważne, znajomość źródła inspiracji jest istotna, ale nie jest konieczna do jego rozumienia, czy raczej odczuwania, bo to właśnie „czucie” wydaje się być w tym malarstwie kluczowe. Jest w tych obrazach coś silnego, coś, co sprawia, że pomimo uproszczonych środków wyrazu, otwierają przed nami bardzo rozległe pole do własnych interpretacji. Sztuka Łukasza nęci swoim oniryzmem i nastrojowością. I chociaż momentami odnajduje w niej dalekie inspiracje tym, co już było, w końcu towarzyszy mi silne przeświadczenie, że jest to malarstwo w pełni autorskie. Własne. Dokładnie takie, jak powinno być.
Łukaszu, powodzenia!