’Lolita’ Bartosza Kosowskiego, czyli jak wygląda doskonały plakat filmowy

 

Od rana wpatruje się w ten plakat i nadal nie mogę wyjść z podziwu. Widziałam go już jakiś czas temu, ale dziś wyjątkowo przykuł moją uwagę. Trochę jestem nim zawstydzona, trochę onieśmielona, ale zachwycona bardzo, bo dawno tak dobrego plakatu nie widziałam. „Lolita”, czyli bohaterka powieści Nabokova z 1953 roku to dwunastoletnia dziewczynka, która staje się obiektem fascynacji dojrzałego, czterdziestoletniego mężczyzny. Ekranizację tej historii możemy zobaczyć w dwóch wersjach. Najpierw pokusił się o nią Stanley Kubrick w 1962 roku, kolejną w 1997 wyreżyserował Adrian Lyne. 
 
 

Plakat Kosowskiego to praca, dzięki której łódzki grafik otrzymał złoty medal od amerykańskiego Stowarzyszenia Ilustratorów. „Lolita” powstała w 2014 roku na potrzeby wystawy poświęconej Stanleyowi Kubrickowi, zorganizowanej w San Francisco przez galerię Spoke Art. Autor nie dał konkurencji szans, prześcigając około tysiąc innych prac. I wcale się nie dziwie, bo patrząc na grafikę mogę stwierdzić jedno: to jest przykład plakatu idealnego. Takiego, który zapada w pamięć, czyli spełnia swoja podstawową reklamowa rolę, ale jednocześnie posiada mnóstwo innych walorów artystycznych i treściowych. Plakat jest prosty, oparty w gruncie rzeczy na kilku kreskach. Autor zawarł w nim wyjątkową umiejętność syntezy, która pomimo oszczędności formy prowadzi do silnego odbioru i mocnych wrażeń. Oś symetrii, kilka linii, a jednak widzimy doskonale, że to lizak na patyku, albo… no właśnie. Dwuznaczność tego rysunku jest tu mistrzowska. I bolesna. 

 

Ten plakat jest dla mnie czystą perwersją, ukrytą w  niepozornym, na pierwszy rzut oka, miłym obrazku. Subtelna, ale jednak wyraźna aluzja. Kolory dobrane oszczędnie, ale jakże wyszukane. Delikatny róż w odcieniu skóry, czerwień niewinnego lizaka, który zamienia się w bieliznę. Biel patyczka? A może przestrzeń miedzy udami? Przyznaje się: ten plakat mnie boli i zawstydza. Chciałabym bardzo widzieć tam zwykłego lizaka, ale widzę różową, miękką skórę, widzę niewinność, która właśnie zostaje brutalnie zdeptana. Czuję dokładnie to, co czułam oglądając film: podekscytowanie i moralny dylemat, bo to, co miało miejsce w filmie nie powinno się przecież nigdy wydarzyć.

To wielka sztuka pokusić się o plakat, który zamiast przedstawiać coś dosłownie, w sposób syntetyczny jest kwintesencją filmu. Plakat „Lolita” przywodzi na myśl świetne prace powstałe w naszym kraju zwłaszcza w latach 50 i 60. XX wieku, reprezentujące tzw. polską szkołę plakatu, o której możecie poczytać tutaj. Praca Bartosza Kosowskiego utwierdza w przekonaniu, że plakat wciąż jest i potrafi być prawdziwą sztuką.

Mogą także Ci się spodobać