Czasami największą sztuką jest nie wcisnąć „enter”

Hugo Simberg, „Ranny anioł”, 1903

 

Znajoma wygrała milion w Milionerach. O matko, co to były za emocje! Siedziałam przed telewizorem jak zahipnotyzowana patrząc na osobę, którą znam i kibicując jej tak, jakby siedziała tam co najmniej moja mama albo siostra, a więc szczerze i bardzo mocno. Udało się, 12 pytań i 12 trafnych odpowiedzi, pyk, wpadła banieczka brutto. Trudno to sobie nawet wyobrazić. Coś pięknego, fala radości zalała serce bliższych i dalszych znajomych, posypały się liczne gratulacje, pojawiło dużo przeróżnych artykułów w sieci. To normalne, było to do przewidzenia i Kasia na pewno przypuszczała, że przez kilka dni będzie o niej w sieci dość głośno.

Niestety, chyba nikt nie spodziewał się jednocześnie takiej fali hejtu i zawistnych komentarzy. Niektóre dotyczyły samej gry, bo gdy siedzi się w wygodnym fotelu przed tv, to wszystko wydaje się takie banalnie proste. No przecież każdy by to wiedział, dziecinada, też bym to wygrał. Różnica jest jednak taka, że to właśnie Kasia dostała się do programu, przeszła kwalifikacje i miała możliwość zasiąść obok Pana Urbańskiego. Bo wygrać można w programie, nie w domowym fotelu.

Było też sporo takich, którzy kwestionowali prawdziwość sytuacji. Kasia jest aktorką podstawioną przez TVN, Kasia jest nieautentyczna, bo nie wyraża emocji. No tak, bo nie wystarczą radość i banan na twarzy, wypadałoby jeszcze piszczeć i fikać koziołki, stanąć na głowie, okręcić się ze dwa razy, pocałować Urbańskiego i to najlepiej od razu w dupę. Wtedy byłoby ok? Nie, zawistne komentarze sypałyby się nadal.

No to skoro pani już wygrała, to może mi pani pożyczy tak z 10 tysięcy? Tu mam link do zrzutki, a mnie brakuje butów na zimę, a ja bym chciała dostać tak parę stówek, bo przecież pani i tak nie odczuje ich braku. Takie wiadomości zasypały skrzynkę Kasi, no bo przecież tyle pieniędzy dostała za darmo to powinna się nimi podzielić! Najbardziej urzekła mnie sugestia, że jak się wygrywa taką kwotę, to trzeba ją oddać na cele charytatywne. Oczywiście, drogi internauto, mam nadzieję, że gdyby to była jednak twoja wygrana,to też byś tak ochoczo wszystko przekazał innym? Pamiętaj, że pieniądze są fe i jak się ma za dużo to się idzie do piekła.

Czy wygrana zupełnie obcej dla nas osoby może stać się powodem do oceniania jej wyglądu? Niektórzy założyli, że tak, pisząc rzeczy tak paskudne, krzywdzące i bolesne, że gdyby to dotyczyłoby mnie, to na pewno ryczałabym jak nienormalna, chociaż wiem, że jestem ładną kobietą i nic mi nie brakuje (nic, co mogliby mi wypominać inni). Kasia nie dość, że jest ładna, to przy tym niezwykle ciekawa i inteligenta, ale taka dawka nienawiści nawet ją zbiła z tropu i sprawiła, że zamiast cieszyć się wygraną, to najpierw będzie musiała odchorować poważnie te wszystkie internetowe obrzydliwości.

Wszyscy radzimy Kasi, żeby nie czytała komentarzy i zablokowała, przynajmniej na jakiś czas, funkcję odbierania prywatnych wiadomości. Tylko że to się po prostu nie powinno wydarzyć, te wszystkie krzywdzące słowa po prostu nigdy nie powinny paść, te opinie (wyssane z dupy, przepraszam za wyrażenie) nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego.  Bo nie ma i nigdy nie będzie przyzwolenia na ocenianie innych tak pochopnie, na wyrażanie naszych opinii, w momencie, gdy nas nikt o nie nie pyta, na krytykowanie kogoś, o kim nie mamy pojęcia. Zarówna ta historia, jak i wiele innych, uświadomiła mi wielką dysproporcję pomiędzy lekkością pisania okropnych rzeczy w necie, a siłą, z jaką te słowa uderzają daną osobę. Napisanie „gruba świnia” zajęło mi 4 sekundy. Odchorowanie tego krzywdzącego stwierdzenia może zając kilka dni, tygodni, może nawet miesięcy.

Przy kolejnej publicznej ocenie i opinii, którą będę chciała opublikować w internecie, przed jej wysłaniem policzę do stu i zadam sobie pytanie, czy moje zdanie rzeczywiście niesie ze sobą jakąś wartość. Czy powinnam w ogóle zabierać głos? Czy na pewno mam prawo do oceny? Gdy jest się impulsywnym człowiekiem to łatwo można zrobić coś za szybko, w emocjach, w pośpiechu, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. A sęk w tym, że największą sztuką jest czasami sobie po prostu darować.

Czasami największą sztuką jest nie wcisnąć „enter”.

Mogą także Ci się spodobać