Drôlerie. Niegrzeczna mniszka, szalony ślimak i gołe tyłki na gotyckich katedrach

Mniszka zbiera rosnące na drzewach penisy, zając strzela z łuku do pół-człowieka i pół-ślimaka, a zwrócony en face mnich wykrzywia się i wystawia nam język. Takie przedstawienia spotykamy często na marginesach iluminowanych ksiąg średniowiecznych. W przypadku architektury jest jeszcze gorzej: Na obiektach sakralnych takie wulgarne rzeczy, że człowiek oczy przeciera ze zdumienia  i zastanawia się: jakim cudem do się tam znalazło i sąsiaduje z podniosłymi wizerunkami świętych na tympanonach? Czy to psikus kamieniarza czy może świadome działanie?

 

Drôlerie (fr. drôle– śmieszny, dziwny) bo taką nazwę noszą wspomniane wyżej humorystyczne i  zadziwiające przedstawienia, to motywy dekoracyjne, na które składają się najczęściej zabawne wizerunki ludzi lub dziwnych stworzeń o zdeformowanych, groteskowych fizjonomiach, będące często zaskakującymi hybrydami.  

 

Drôlerie pojawiały się na marginesach ksiąg i już w II połowie XIII wieku gościły licznie w prywatnych modlitewnikach. Na początku posiadanie takiej księgi było dość rzadkie, jednak już  w XIV wieku stały się niezwykle popularne i „produkowane” wręcz na masową skalę.

Psałterz Rutlandów („The Rutland Psalter”), ok. 1260 r.

 

No dobrze, ale po co?

Już sama etymologia hasła drôlerie sugeruje ich żartobliwy i humorystyczny charakter. Twory i hybrydy wchodzą ze sobą w rozmaite interakcje: płatają sobie figle, bawią się, walczą ze sobą. Ich obecność na marginesach bardzo mocno dynamizuje kompozycje strony i kontrastuje z treścią manuskryptów. Sztuka w średniowieczu służyła głownie celom religijnym, dlatego humor i frywolność artystyczna musiały zadowolić się rola drugoplanową oraz, dosłownie i w przenosi, marginesami sztuki. Właśnie tam, artysta mógł dać upust swojej wyobraźni i stworzyć dokładnie to, co chce, a nie to, co powinien i co narzucał mu temat rękopisu. Drôlerie często reprezentują kategorię profanum, a więc uosabiają najniższe ludzkie instynkty, bądź utożsamiane są z wizerunkami sił piekielnych.

 

„The Smithfield Decretals”, Francja, ok. 1300 r., iluminacje dodane w Londynie ok. 1340 r.

 

Psałterz z Gorleston, ok. 1310 r.

 

Przez bardzo długi czas w XIX i XX wieku zakładano, że nadrzędną funkcją rysunków było po prostu rozbawienie czytelnika. Jeszcze do niedawna dominował pogląd, że drôlerie funkcjonują samodzielnie i nie nawiązują w żaden sposób do „głównego” tekstu. Badania naukowe w ostatnich latach potwierdziły jednak, że należy traktować je bardziej serio, nie tylko jak humorystyczne rysunki (choć część z nich posiada właśnie taki cel), ale także jako swoiste komentarze i objaśnienia do treści rękopisów. Poza tym, nie wszystkie rysunki pojawiające się na marginesach były wulgarne czy niepokojące. Część z nich stanowi zwykły (choć unikalny) zapis codzienności średniowiecznej (kupiec z wozem, kowal podczas pracy), która pozwala bliżej poznać i zrozumieć jako funkcjonowało społeczeństwo w wiekach średnich: z czego się śmiano, w jaki sposób spędzano wolny czas, jak świętowano.

Katedra w Saint Martin de Elines w Hiszpanii, XIV w.

 

Gołe tyłki i penisy, czyli niewybredny detal średniowieczny

Okazuje się, że także rzeźba średniowieczna w wielu przypadkach zdradza bardzo intrygujące formy żartów, zarówno niewinnych, jak i tych zdecydowanie mniej. Efekty takich figli zwykle są niewidoczne na pierwszy rzut oka i były lokowane w miejscach bardziej niedostępnych. Takie działanie wyrażało niesubordynację względem narzuconej roli, a także frywolną zabawę kontrastującą z oficjalną i poważną formą. Żarty rzeźbiarskie, obierające zazwyczaj formy małych detali architektonicznych, zaskakują swobodą, wyuzdaniem czy wulgarnością scen. Prawdziwe pole do popisu dawały artystom zwłaszcza rzygacze, ale doskonale radzili sobie również z innymi detalami kamiennymi i snycerskimi. Ów humor związany był bardzo często z czynnościami skatologicznymi ( gr. skatós – kał), stąd w średniowieczu aż roi się od postaci, które z wielką radością wypinają na oglądających tyłki i inne nagie części ciała. Robią to na ogół diabły, małpy czy tez błazny. Przedstawienia te wiążą się z pojęciem luxurii, czyli nieczystości, która wskazywała na grzeszną naturę człowieka oraz jego nieczyste zapędy.

 

Kościół św. Jakuba, Brno, Czechy, XVI w.

 

 

Katedra w Wells, Anglia, XII-XIV w.

Brzydota = głupota

W  średniowieczu komizmu dopatrywano się we wszystkim, co wypaczone i szpetne, dlatego humor z tego czasu jest tak mocny i wyrazisty w wyrazie. Wygląd zewnętrzny był jednoznaczny z kondycją moralną, stąd wszystko to, co brzydkie, nieharmonijne i chaotyczne utożsamiane było z tym, co złe i niewłaściwe. Ernald z Bonneval mówił: „W Bogu nic nie było chaotycznego ani nieforemnego” , tak więc wszystko, co jawiło się w opozycji do tej tezy musiało emanować złem. Drôlerie często są złe, zagniewane, przerysowane czy chaotyczne, można więc przyjąć, że stoją w opozycji do pobożnych tekstów (psalmów, modlitw) i z nimi „walczą”, uosabiając piekielne moce. Brzydota w średniowieczu utożsamiana była także z głupotą, która człowieka oszpecała oraz ośmieszała.

 

 

Brewiarz Renauda de Bar, Francja, ok. 1302-1303 r.

 

Nie takie średniowiecze grzeczne, jakby się wydawało 

Średniowiecze to nie tylko epoka szlachetnych rycerzy oraz czekających na nich dziewic o złotych włosach. Nie ma to zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością, która była o wiele bardziej barwna i nieokrzesana, a potrzeby fizjologiczne, chociażby z przyczyn technicznych, nie były aż takim tematem tabu. Myśląc o tej epoce mamy pewne, w dużej mierze konserwatywne, oczekiwania, dlatego często szokuje i zadziwia nas ta mieszanka seksualności i religijności, przeplatających się wzajemnie. Mediewista Michael Camille, zajmujący się tematem marginaliów w sztuce zauważył powszechną tendencje budowania średniowiecznej wizji świata na zasadzie nieustannego zestawienia przeciwieństw, ciągłej opozycji dobra i zła, cnoty i grzechu.

Świat doczesny i ułomny rozumiany był w średniowieczu jako przeciwność doskonałego świata duchowego. Właśnie dlatego ta dwoistość tak często pojawia się w humorze z tego czasu. Grzech, brzydota, wszelkie wypaczenia, wszystko to stanowiło przedmiot ówczesnego komizmu, mocnego i przerysowanego. Ukazywanie rzeczywistości w krzywym zwierciadle oraz wyolbrzymianie i przerysowywanie określonych zjawisk bawiło, ale też zwracało uwagę na konkretne problemy. Nagość, seks, czynności skatologiczne  – wszystko to podkreślało dwoistość ludzkiej natury, która, obok potrzeb duchowych, definiowana była również poprzez te o biologicznym, przyziemnym charakterze. 

 

Jacques de Longuyon, „Les Voeux des Paon”, Belgia, ok. 1350 r.

 

Guillaume de Lorris, Jean de Meun, „Powieść o Róży”, Francja, XIV w.

Kościół mocno temperował wszelkie ludzkie pożądliwości, mimo to ludziom w średniowieczu daleko było do słynnego ora et labora (módl się i pracuj). Samemu duchowieństwo miało wiele na sumieniu, co symbolizuje powyższa mniszka zbierająca rosnące na drzewie penisy. Ilustrację tę prawdopodobnie można odczytywać  jako zwrócenie uwagi na grzechy kościoła oraz fakt, że seksualność i związane z nią potrzeby nie omijały nikogo. Wiele z tych przedstawień ciężko zrozumieć i odczytać zgodnie z pierwotnym zamysłem twórcy bez znajomości ówczesnych kontekstów. Chociażby seks w średniowieczu – to szalenie interesujący temat-rzeka, który zdecydowanie zasługuje na szersze omówienie. 🙂

 

Bibliografia:

1. Gutowski Maciej, „Komizm w polskiej sztuce gotyckiej”, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1973
2. Aleksandra Niedźwiedź, „Z czego się śmiano w średniowieczu”, Histmag, 2018

Mogą także Ci się spodobać